Uwaga!

To jest blog yaoi, czyli opowiadanie opisujące miłość zarówno fizyczną, jak i psychiczną dwóch mężczyzn. W tym wypadku jest to para Naruto-Gaara z mangi "Naruto".
Jest to mój drugi blog i notki będą się ukazywać rzadko (2-4 razy w miesiącu). Życzę miłego czytania.
Bo najtrudniejsza jest miłość do wroga i życie ze świadomością, że kiedyś będziesz musiał zabić ukochaną osobę


niedziela, 23 stycznia 2011

Wojna Dwóch Światów - R. 1

Postanowiłam dodać pierwszy rozdział, gdyż został ukończony. Następny pojawi się najpóźniej za trzy tygodnie, oczywiście w weekend. Życzę miłego czytania.


"Wojna Dwóch Światów"
Rozdział 1 - Spotkanie w pociągu



Donośny dźwięk budzika wdarł się do mojej świadomości brutalnie wyrywając z objęć snu i niszcząc stworzony w nim świat. Powrót do rzeczywistości jak zawsze był bolesny. Od kiedy pamiętam jestem w domu dziecka. Nigdy nie znałem swoich rodziców. Nie wiem nawet jak oni wyglądają. Zawsze dzieją się wokół mnie dziwne rzeczy. Potrafię zdobyć co tylko zechcę... prócz rodziny.
Zwlokłem się niechętnie z łóżka ze świadomością, że dzisiaj znów wysyłają mnie do nowej szkoły. Jakby to była moja wina, że po co najwyżej dwóch miesiącach mnie wyrzucają. Przecież co ja mogłem mieć wspólnego z tym pożarem w szkole? Nie miałem przy sobie żadnym zapałek ani niczego w tym stylu, a słowami „Niech ta buda pójdzie z dymem” nie można wywołać ognia. Ale no cóż. Dyrektor najwyraźniej uznał, że to możliwe. W całym swoim życiu zmieniałem szkoły co najmniej pięćdziesiąt razy, a mam dopiero szesnaście lat.
Tym razem załatwiono mi szkołę z internatem. Masakra. Mam chodzić do szkoły dla samych chłopaków. Przecież mnie tam te pedały zgwałcą. Mam trochę dziewczęcą urodę.. no dobra, bardzo dziewczęcą. Na mojej głowie królują złote kosmyki, które zawsze są w nieładzie. Próbowano nawet coś z nimi zrobić, ale niestety nie poddają się żadnym zabiegom fryzjerskim. Prócz jasnego koloru włosów dziewczyny zazdroszczą mi najczęściej długich czarnych rzęs i niezwykle niebieskich oczu. Do tego dochodzą łagodne rysy twarzy i nawet nauczycielom zdarza się mnie pomylić z dziewczyną. Na moje nieszczęście wyróżniam się urodą. W tym kraju rzadko spotyka się kogoś takiego. Blondyni są, ale farbowani. Za to niebieskie oczy to niezwykły luksus. Może gdybym znał rodziców, wiedziałbym po kim to odziedziczyłem i jakiej narodowości rzeczywiście jestem. Bo na Japończyka to ja nie wyglądam.
Przeciągnąłem się wyginając ciało w łuk i chwytając po drodze przygotowane na dzisiaj ubrania zamknąłem się w toalecie. Prysznic! Zimny prysznic! Cóż tak to już bywa, że z rana człowiek myśli o drobiazgach, a ja na serio potrzebowałem szoku termicznego, by nie zasnąć w tym pociągu, którym będę musiał dojechać do nowego miasta. Kolejny punkt na mapie do zaliczenia, choć mówią mi, że to ostatnia deska ratunku i już więcej nigdzie mnie nie przyjmą. Phi, też mi coś, powtarzają to od kiedy skończyłem pierwszą klasę szkoły podstawowej.
Zimne krople spadły na moje ciało, na co odetchnąłem z ulgą. Senność powoli ustępowała miejsca naturalnej dla mnie aktywności. Niektórzy mówią, że mam ADHD, ale to nie prawda… no dobra psycholog też tak powiedział, ale oni się nie znają. Po prostu nie pojmują, że można mieć siłę na wszystko i jeszcze więcej. Zakręciłem wodę, gdy poczułem, że mym ciałem zaczynają wstrząsać dreszcze i owinięty ręcznikiem wyszedłem spod prysznica. Przejrzałem się w lustrze. Nie jest tak źle. Mimo babskiej urody i smukłej sylwetki, mięśnie ramion i brzucha były wyraźnie zarysowane. Odwróciłem się tyłem oceniając jak prezentuje się mój tatuaż. Właśnie tak, mam tatuaż na plecach przedstawia dziewięcioogoniastego lisa. Cóż dość dawno mi go zrobiono, ale się nie rozciągnął na tyle by źle wyglądać. To moja jedyna pamiątka z domu dziecka, w którym byłem najdłużej i zyskałem jedynych w moim życiu przyjaciół. Samotność… słowo, które oddaje cały mój życiorys… no może po za trzema latami.
Rozległo się natarczywe pukanie do drzwi. No tak, przecież siedzę w łazience dłużej niż pięć minut, a dzielę ją z pięcioma innymi chłopakami, którzy śpieszą się do szkoły. Masakra. Kiedyś zawsze marzyłem o własnej łazience i pokoju. Cóż byłem mały, a im młodszym się jest tym później można do łazienki wejść, więc miałem powody do oburzenia.
- Wyłaź ile można brać ten jebany prysznic?! Co ty baba jesteś?! – po ostatnim zdaniu rozległy się śmiechy. Ludzie są dziwni, gdy patrzą mi w oczy boją się wypowiedzieć jakiekolwiek obrażające mnie zdanie, a gdy wydaje się im, że są bezpieczni wyzywają. Żałosne.
Sięgnąłem po przygotowane ubrania. Czarne rurki i ciemno czerwona bluzka to był mój standardowy zestaw na pierwszy dzień w nowych szkołach. Do tego zawsze dobieram pomarańczowe trampki, w których są dwie różne sznurówki. Oczywiście czerwona i czarna. Do tego bransoletka z ćwiekami na nadgarstek i łańcuszek. Jedyna pamiątka po rodzicach. Przejrzałem się jeszcze raz w lustrze. Przejechałem opuszkami palców po znamionach na policzkach. Ludzie uznają je za blizny, ale mam je od kiedy pamiętam, więc raczej się z nimi urodziłem. Wspominałem już, że jestem dziwny?
Otworzyłem gwałtownie drzwi, a rozmowy i śmiechy ucichły momentalnie. Zmierzyłem zimnym wzrokiem wszystkich czekających na swoją kolej i uśmiechnąłem się perfidnie.
- Cieszcie się, że wyjeżdżam, bo jutro poszlibyście do szkoły śmierdząc jak skunksy. – Wzdrygnęli na samą myśl o tym, po czym przesunęli się robiąc mi miejsce na przejście. Minąłem ich raźnym krokiem z satysfakcją zauważając, że po moim odejściu rozległy się szepty. No cóż dyrektor zabronił mi informować innych, że mnie przenoszą, ale dzisiaj już nic na to nie poradzi. To cały ja! - Zawsze odchodzę w wielkim stylu!
Wszedłem do jadalni, w której było już kilka osób. Rzeczywiście długo brałem ten prysznic. Zazwyczaj wstaję pierwszy i w jadalni jadam sam. Nie to żebym nie lubił spać. Tylko po prostu narzucam na siebie jakieś wymogi, żeby nie stać się śmierdzącym leniem. Po za tym sypiam później w szkole, więc nie chodzę zmęczony. Mimo to mam dobre oceny, ale nie biorę udziałów w konkursach z powodu ciągłych zmian szkół. Dzięki nadzwyczaj rozwiniętym trzem typom pamięci (wzrokowa, słuchowa i manualna) nie ucząc się uchodzę za ponadprzeciętnego.
Usiadłem przy moim stoliku, który wszyscy omijali. Zresztą nie dziwię im się. Spojrzałem na jednego dzieciaka, który zapewne chodzi jeszcze do podstawówki , a on gdy to dostrzegł od razu zdał sobie sprawę, co należy zrobić. Zerwał się z krzesła jak oparzony i szybkim krokiem przeszedł na początek kolejki. Widziałem jak ktoś podnosi rękę by go uderzyć, za nie przestrzeganie hierarchii, lecz wypowiedział kilka niedosłyszalnych dla mnie słów i ludzie już bez marudzenia go przepuścili. Z zainteresowaniem śledziłem jego ruchy, gdy wyciągał rękę, by nałożyć na tacę odpowiednie potrawy. Robił to z pewną gracją, choć daleko mu było do doskonałości. Po chwili skierował się w moim kierunku prawie trzęsąc się ze strachu.
Kątem oka dostrzegłem, że jakiś chłopak chce mu podstawić nogę. Oceniłem, że jedzenie wylądowałoby na mnie. Wstałem szybko, co zdziwiło wszystkich, i nim ktokolwiek się zorientował złapałem chłopca nim się wywrócił. Oczywiście tacę też uratowałem. Trzymałem ją w lewej ręce, prawą podtrzymując dzieciaka w pionie. Najwyraźniej był w szoku, bo opierał się o moją rękę całym ciężarem. Oczy wszystkich skierowane były na mnie i na niego. Cóż to nie była normalna sytuacja. Po pierwsze na śniadaniu mnie nigdy nie widzieli, po drugie okazałem się być miły. „Cóż dzieci koniec przedstawienia” – powiedziałem w myślach i posłałem wszystkim sarkastyczny półuśmiech. Ci, którzy już raz go zobaczyli przełknęli nerwowo ślinę.
Niestety nie mam dzisiaj humoru przez to, że muszę znów się przeprowadzać. Puściłem chłopca, tak że ten upadł na ziemię przerażony. Powoli położyłem tacę na swoim stole, a blondyn, który podłożył nogę mojemu „służącemu”, co rusz przełykał nerwowo ślinę. Podszedłem do niego i złapałem za przód koszulki. Trzeba dodać, że był sporo ode mnie większy, więc wyglądać to musiało komicznie.
- Jeśli jeszcze kiedykolwiek zrobisz coś takiego, stracisz wszystkie zęby. Rozumiesz? – powiedziałem to cicho, lecz słyszał zapewne każdy. Blondyn pokiwał potwierdzająco głową zbyt przerażony, by zdobyć się na jakąś bardziej ambitną reakcję. Puściłem go i wróciłem do śniadania. Zerkano na mnie ukradkowo, ale to było normą, więc nie przejąłem się tym.
Po doładowaniu się porządnym posiłkiem, podniosłem się leniwie i skierowałem w stronę wyjścia.
- Naruto! – Donośny krzyk dyrektora zmusił mnie do zatrzymania się. Odwróciłem się z gracją posyłając mu zimne spojrzenie. Wzdrygnął się, a ja przywołałem na twarz uśmiech firmowy a la bóg. Wiedziałem co teraz nastąpi i oczywiście nie pomyliłem się. Brunet zmarszczył śmiesznie brwi i rzucił spojrzenie, które w jego mniemaniu było zabójcze, a na mojej twarzy wywoływało jedynie jeszcze szerszy uśmiech. – Mówiłem…
- Ta i co z tego? – przerwałem mu. – Gówno możesz mi zrobić. – nieme wyzwanie zawisło w powietrzu, ale on nie był głupi. Odwrócił się i odszedł wściekły jak osa. Cóż już raz się przeliczył, wiem, że to się nie powtórzy.
Z powrotem skierowałem się w stronę drzwi, gdy rozległ się krzyk. Odwróciłem się mimowolnie. Blondyn, który podłożył nogę mojej „służbie” trzymał się za krwawiącą twarz. Spojrzał na mnie jak na jakiegoś demona, a ja zrozumiałem. Najwyraźniej próbował podstawić komuś nogę i stało się to co mu powiedziałem. Wszyscy odwrócili na mnie przerażony wzrok. „Kurwa! Przecież to nie moja wina!” Cofnąłem się, po czym wybiegłem z jadalni.
- Cholera, cholera, cholera! – Zapomniałem uważać na słowa. To wcale nie jest takie łatwe jakby się wydawało, gdy wszystko co powiesz może się zdarzyć. Pospiesznie wpadłem do mojego pokoju i rzuciłem się na łóżko. „Jestem przeklęty.” Leżałem milcząc dobrych kilkanaście minut, gdy ktoś zapukał do drzwi.
-Wejść. – rzuciłem krótko jak zawsze.
Mała dziewczynka przekroczyła niepewnie próg pokoju. To była chyba jedyna osoba w całym tym domu dziecka jaką lubiłem. Uśmiechnęła się do mnie.
- Naruto? – jej niepewny głosik zawsze wzbudzał we mnie współczucie. Tak jak ja, ona nie wie kim byli jej rodzice. Spojrzałem na nią wyczekująco. Wiedziała, że nie lubię się za dużo odzywać i nie wymagała tego ode mnie. – To prawda, że wyjeżdżasz? – Jej oczy napełniły się łzami. Podszedłem do niej i przytuliłem ją. Rozumieliśmy się bez słów. Mimo, że miała zaledwie jedenaście lat nie chciała słuchać pustych obietnic…chciała tego co ja, czyli prawdy.
- Słuchaj mała. Wiesz, że jesteś dla mnie ważna. – Kiwnęła lekko głową przełykając cisnące się do oczu łzy. – Ale to nie zależy ode mnie, wysyłają mnie do jakiejś szkoły z internatem. Jeśli będę miał możliwość, codziennie będę pisał. – Uśmiechnęła się do mnie lekko.
- A..ee.. Naruto? – Uniosłem pytająco brwi. – No bo… ten chłopiec nie ma wszystkich zębów, wiesz jak śmiesznie wygląda?! – zachichotała, a ja poczułem lekkie ukłucie winy. Złożyłem na czole małej pocałunek i wstałem biorąc do ręki torbę. Za pięć minut muszę być na dole, więc musiałem już wychodzić. Blondynka wybiegła z mojego pokoju śmiejąc się donośnie. Kiedyś też w ten sposób radziłem sobie z bólem samotności, ale ona jest inna niż ja. Jest ładnym dzieckiem i nie jest dziwna, więc na pewno znajdzie jakąś rodzinę.

Stałem na dworcu opatulony ciepłym szalikiem. W zmarzniętej ręce trzymałem cały swój dobytek, który mieścił się w jednej niewielkiej torbie. Drugą rękę chroniłem przed zimnem w kieszeni. Obojętni na świat ludzie śpieszyli się w różnych kierunkach. Mimo, iż był marzec, zdarzały się jeszcze zimne dni. Zatrzęsłem się pod wpływem zimnego powiewu. Nigdy nie miałem nowych ubrań. Zawsze dostawałem używane, a kurtka, w którą byłem teraz ubrany, nadawała się już tylko do śmieci. Nie chroniła ani przed deszczem, ani przed zimnem. Zastanawiałem się czasem, czy nie noszę jej tylko tak dla zasady, bo bez niej chłód tak samo dawałby mi się we znaki.
Przyjechał mój pociąg wsiadłem i zacząłem szukać przedziałów zarezerwowanych dla osób wracających z weekendu do szkoły. Chyba nigdy nie przyzwyczaję się do faktu, iż tam będę zaczynać lekcje dopiero po dwunastej. Zresztą i tak wkrótce mnie wyrzucą, więc nie ma to większego znaczenia.
Zobaczyłem kartkę wiszącą na drzwiach do kolejnego wagonu. Według zawartych w niej informacjach wszystkie przedziały począwszy od tego obok mnie są zarezerwowane. Odetchnąłem z ulgą. „Przynajmniej tu jest wolne i nie będę musiał nikogo poznać przed dotarciem na miejsce”. Rzadko zdarza mi się, że mimo iż pomyślę jedno, to stanie się coś zupełnie odwrotnego. Usadowiłem się wygodnie na siedzeniu i oparłem czoło o szybę wpatrując w mijany krajobraz. Znów wróciło do mnie poczucie samotności tak silnej, że aż bolesnej. Nie umiałem płakać, już dawno zapomniałem czym są łzy, lecz nie potrafiłem nic poradzić na ten smutek, którym przepełnione były moje oczy. Zawsze…każdego dnia…wszędzie…sam.
Otworzyłem moją podniszczoną torbę, którą od kiedy skończyłem sześć lat zabieram wszędzie. Zdarzały się miejsca, w których nawet nie zdążałem się rozpakować. Pomiędzy ubraniami zapakowałem kilka kanapek i coś do picia. Chyba nie ma znaczenia, że podkradłem to kucharką, bo same nie mogły mi dać. Wyciągnąłem jeden woreczek i już po chwili zajadałem się trochę starym, lecz mimo to dobrym chlebem z serem. Po spałaszowaniu jednej porcji, sięgnąłem po napój. Gdy zaspokoiłem już swój głód i pragnienie, oparłem się wygodnie o oparcie znów kierując spojrzenie moich lazurowych oczu na okno.
Musiałem na chwilę przysnąć, bo do mojej zamroczonej ciemnością świadomości wdarł się dźwięk otwieranych drzwi do przedziału. Podniosłem szybko głowę i skierowałem wzrok na stojącego w drzwiach chłopaka. Długie czarne włosy związane miał w kitkę. Patrzył na mnie badawczo, jakby oceniając, po czym wpakował się do mojego przedziału.
- Cześć jestem Shikamaru Nara – jego znudzony głos dziwnie zabrzmiał w obecnej sytuacji. – Jestem demonem, a ty pewnie anioł co? – Teraz byłem już całkowicie pewien, że ten chłopak nie jest zdrowy na umyśle. „Demon? Anioł?” Spojrzałem na niego jak na wariata nic nie rozumiejąc z jego zachowania. Widząc moją reakcję uniósł pytająco brwi. – Przecież jedziesz chyba do szkoły nie? – Kiwnąłem potakująco głową. – Czy ty nic nie wiesz o światach?
- O czym? – Byłem pewien, że zrobiłem głupią minę, ale naprawdę nie rozumiałem o co w tym wszystkim chodzi.
- Oj stary będzie ciężko. – Pokręcił głową z rozczarowaniem. – To jak się nazywasz?
- Naruto.. – pierwszy raz powiedziałem to dość niepewnie. – Naruto Uzumaki.
Na dźwięk mojego nazwiska brunet uniósł w zdziwieniu brwi. Usłyszałem jeszcze jak szeptem wypowiada słowa.
- Więc jednak demon.

poniedziałek, 17 stycznia 2011

Wojna Dwóch Światów - Prolog

Mimo tymczasowego braku zainteresowania tym blogiem, wstawiam prolog. Za tydzień lub dwa pojawi się pierwszy rozdział. Mam nadzieję, że mimo wszystko kogoś blog zainteresuje. Pozdrawiam wszystkich serdecznie.


"Wojna Dwóch Światów"
Prolog



W ciemnym korytarzu unosił się gorzki odór zgnilizny – zapach śmierci. Stukot butów o posadzkę rozchodził się wzdłuż ścian, docierając do najodleglejszych zakamarków tuneli. Młody chłopak o czerwonych włosach uniósł lekko głowę. Mimo iż żył w społeczności ludzi, nadal musiał ukrywać swą tożsamość przed innymi rasami. Chociaż był demonem, został wyklęty. Od pięćdziesięciu lat ukrywa swe istnienie i wierzy, że kiedyś jego ojciec przyjmie go z powrotem. Tak właśnie, jego ojcem był nie kto inny, jak sam władca demonów. To stanowisko od zawsze obejmował ród Sabaku i byli oni najpotężniejsi. Zaraz po nich znajdował się ród Uzumakch, którzy doradzali władcy i byli jedynymi następcami w razie śmierci ostatniego z klanu. No i to jedynie z nimi mogli się łączyć następcy. Nikt nigdy nie próbował wyłamywać się spod ich rządów. Uściślając nie żyje nikt, kto mógłby o tym zaświadczyć.
Kroki były coraz bliżej. Nagle zza zakrętu wyłonił się szatyn wyglądający niewiele starzej od rudzielca. Miał tylko kilkadziesiąt lat więcej. Demony, podobnie jak większość stworzeń żyjących w wiedzy o prawdziwym świecie były długo wieczne. Jednakże w przeciwieństwie do aniołów nie dojrzewały szybko w ciągu dwudziestu lat i nie spowalniało się ich starzenie od tego wieku. One rozwijały się normalnie w zaledwie dziesięć lat, a później dziesięć lat stawało się dla nich rokiem. Systemy hierarchii i oznaki siły również różniły się w obu rasach. O sile anioła świadczył kolor oczu. Im bardziej niebieski tym potężniejszą magią władali. Natomiast u demonów takim znakiem były włosy. Krwista czerwień zdarzała się niezwykle rzadko, a właściciele takiej czupryny byli niezwykle szanowani i przejawiali siłę godną władcy. Trzeba też dodać, że ten kolor zdarzał się tylko w rodzie panującym i rodzie Uzumaki. Najsłabsi byli szatyni. Później wyróżniali się bruneci i blondyni, którzy pałali mocą na tym samym poziomie. Raz na jakiś czas zdarzało się, że blondyni mieli siłę równą czerwonowłosym.
Czarnooki zatrzymał się.
- Gaara!
- Cześć braciszku – zielonooki spojrzał na starszego demona znudzonym wzrokiem. By wychudzony, a jego twarz była zapadnięta. Cienie pod oczami świadczyły o długim braku snu. Biło od niego takie zmęczenie, że wielu zaczęłoby mu współczuć. Szatyn jednak ściągnął lekko brwi.
- Szukałem cię. – powiedział cicho.
Czerwonowłosy kiwnął głową w zrozumieniu. Zdawał sobie sprawę jakim szacunkiem cieszy się u swojego brata. Odwrócił wzrok w stronę ściany milcząc. Czasem brakowało mu siły by w ogóle się odzywać. Ile to już razy próbowano go zabić od kiedy skończył dziesięć lat? Najpierw powodem była jego potęga i pewne miejsce na tronie, później rozkazy jego własnego ojca. Nigdy nie było kochany. Obwiniano go o śmierć matki, która zmarła przy porodzie. Zawsze szukano winy w jego niszczycielskiej mocy, której starał się nie pokazywać. Później został wygnany. W końcu był jedyną osobą, która miała dość siły by obalić władcę.
- Młody wyglądasz strasznie – Kankuro uśmiechnął się. – Ale do setna. Ponoć tylko ty możesz usłyszeć tę przepowiednię. Musisz pójść ze mną. Dostałem taką misję od samej wyroczni.
Gaara wyłapał z jego wypowiedzi jedynie słowa „przepowiednia” i „wyrocznia”. One jednak wystarczyły by podniósł się i nakazał bratu prowadzić.
Dostali się do zamku podziemnymi korytarzami. Wyszli w lochach. Szatyn nakazał zielonookiemu zachowywać się cicho samemu robiąc znacznie więcej hałasu. Powoli zbliżali się do komnaty zamieszkanej przez istotę jedyną w swoim rodzaju. Istotę, która zawsze była neutralna i przebywała pośród tych, których musiała. Istotę znającą przyszłe dzieje. Niezmienną od setek tysięcy lat.
Otworzyli pozłacane drzwi i spojrzeli na pooraną zmarszczkami twarz wyroczni.
- Dobrze się spisałeś chłopcze. – powiedziała chrapliwym głosem kierując wzrok na Kankuro. Rozbiegane oczy nie potrafiły zbyt długo skupić się na jego twarzy, a trzęsące się nogi wprawiały w ruch całe jej ciało. – Drogie dziecię wyborów. Miło cię widzieć. – Te słowa skierowała do młodszego chłopca, który stał zdziwiony.
Wiele słyszał o tej niezwykłej istocie, ale nigdy jej nie widział. Z opowieści wyrobił sobie o niej zupełnie inne zdanie. Najbardziej jednak zdziwiło go jak się do niego zwróciła. Dziecię wyborów?
Otrząsnął się z lekkiego szoku i kiwnął na przywitanie głową.
- Mi również. – Dodał, by nie wyjść na niewychowanego.
Wyrocznia spojrzała znacząco na szatyna, by ten wyszedł. Niechętnie wcielił w życie niewypowiedzianą prośbę istoty. Gdy tylko zamknęły się za nim drzwi, rozbiegane spojrzenie skupiło się na Gaarze.
- Wkrótce narodzi się dziecko, którego potęga będzie mogła zniszczyć lub uratować świat. Nim to jednak nastanie, nadejdzie wojna zapowiedziana setki lat temu. – głos stworzenia stał się płynniejszy, jakby był wypowiadany przez kogoś innego. Rysy powoli zaczęły się wygładzać, jakby przekazywanie odpowiednim ludziom przyszłości, pozwalało wyroczni na powrót do młodości. – Dziecko będzie odrzucone i zaginie. Połączone w nim będą węzy krwi dwóch ras. Poprowadzisz go do momentu, aż będzie musiał wybrać. Jeśli wybierze śmierć, będziesz tym, który mu ją da. Jeśli życie, zabije ciebie. Od tego będzie zależeć los świata i wszystkich istot. Drobne ramiona będą dźwigać ciężar odpowiedzialności, której nawet najstarsi by nie udźwignęli. Pamiętaj, twoją rolą jest prowadzić Dziecko Dwóch Światów do momentu wyboru.
Po zakończeniu tego zdania wyrocznia upadła na ziemię, by po chwili zniknąć. Dziwne stworzenie – pomyślał chłopak i wyszedł do czekającego na niego brata.
- Słyszałeś? – zielonooki utkwił wzrok w czarnych oczach szatyna.
- Tak.
Czerwonowłosy kiwnął głową na znak, że rozumie.
- A i jeszcze jedno. – Kankuro spojrzał krytycznie na swojego młodszego brata. – To dla ciebie – wręczył mu kartę płatniczą. – Ukryj się wśród ludzi. Żyj jak oni, aż do przyjścia czasu na spełnienie obietnicy. Będziesz musiał znaleźć tego chłopaka. – Przerwał na chwilę. – Powodzenia.
Odwrócił się i odszedł, a Gaara został sam patrząc w plecy brata. „Ukryj się… żyj…” Słowa, które wyryły się w pamięci zielonookiego miały mu się zacząć przypominać już za kilkanaście lat.
Dziecko Dwóch Światów… Kim ono jest? Czemu później przyjdzie śmierć?
Pokręcił głową by odrzucić natrętne myśli i odszedł.

niedziela, 16 stycznia 2011

Info

Wszystkich czytelników lub ludzi przypadkiem trafiających na ten blog serdecznie zapraszam na mój drugi blog.
Typ:Yaoi
Parring: SasuNaru
Zakończone opowiadanie: Opowiadanie Świąteczne (5)
Rozpoczęte główne opowiadanie: Stracone Nadzieje
Rodzaj opowiadania: Sensacyjno-przygodowy dramat






sobota, 15 stycznia 2011

Wojna Dwóch Światów - Wstęp

Już od dawna szykuję się do napisania opowiadania o parze Naruto i Gaara. To połączenie nie jest tak bardzo lubiane jak NaruSasu, ale mi się podoba. Piszę też opowiadanie SasuNaru, ale chcę mieć jakąś alternatywę. Pozdrawiam i życzę miłego czytania. Hilisme.

"Wojna Dwóch Światów"
Wstęp

Istnieją światy nieznane przez ludzi. Ukryte są przed ich wzrokiem, niedostrzegane, mimo iż istnieją w tej samej rzeczywistości. Stworzenia inne niż ludzie egzystują z nimi bez udziału wiedzy tych drugich. Największą potęgą są anioły i demony, które jednoczą ze sobą inne. Ich zdanie jest najważniejsze, ich prośba jest rozkazem. Od dwudziestu lat toczą wojnę, o której ludzie nie zdają sobie sprawy. Poległo już wielu, a jeszcze więcej polegnie w przyszłości. Walką nie widać końca, mimo iż nikt nie pamięta już jaki było powód ich rozpoczęcia. Teraz zabijają jedynie dla zemsty, bo z nienawiści powstać może tylko nienawiść. Każda śmierć niesie za sobą kolejną i tak będzie trwać, aż ktoś wreszcie to przerwie.. – wybaczając.
Każda istota stąpająca po ziemi ma własne wyobrażenie świata. Brak wiary największy jest wśród ludzi. Jak w takim wypadku można znaleźć się w centrum zainteresowania obu stron. Zapomniana przepowiednia musi kiedyś zacząć się spełniać. Czy znajdzie się ktoś, kto ją jeszcze pamięta? A może skończy się na zniszczeniu świata? Jak powstrzymać uczucie, które nie powinno się zrodzić? Śmierć!