* liceum
OneShot
"He believed"
- Obiecałeś, że spędzisz ten dzień ze mną!
- Wybacz, ale nie mogę.
- Są walentynki, a my jesteśmy parą!
- Chyba już nie. Wybacz.
Minął rok, a ja dalej nie potrafię o nim zapomnieć. Nie rozumiem, dlaczego zostawił mnie właśnie w tym dniu. W święto zakochanych. Przecież mówił, że mnie kocha! Wierzyłem mu! A on… najzwyczajniej w świecie kłamał. Czemu nie podał powodu? Dlaczego po prostu wyjechał bez pożegnania? Tyle pytań, a jedyna osoba, która może na nie odpowiedzieć, jest gdzieś daleko. Nawet nie powiedział dokąd się wyprowadza! Czy byłem aż taki zły? Czy przeszkadzało mu moje lenistwo? Może powinienem się bardziej starać. Cóż, teraz już jest za późno.
Niechętnie podniosłem się z łóżka przerywając nic niewarte rozważania. Czternasty luty, dzień, który znienawidziłem. Dokładnie rok temu w tym dniu on po prostu mnie zostawił. Nie wiem tylko czemu, nie domyśliłem się, że kłamał. Takie rozważania nie mają sensu. On nie wróci, a ja będę żył tą niszczącą miłością do niego.
Sięgnąłem po przygotowany wcześniej mundurek szkolny i leniwie zacząłem go na siebie zakładać. Krawat odrzuciłem, gdyż wiązanie go byłoby zbyt kłopotliwe. W ogóle całe to noszenie mundurków jest niezwykle upierdliwe. Jestem w pierwszej klasie kôkô*, więc nauczyciele każą mi pracować na lekcji. Skończyły się czasy, gdy mogłem bezkarnie przesypiać wszystkie godziny w szkole i leniwie wracać do domu. Teraz kazano mi coś z siebie dawać. A to jest męczące.
Wyszedłem z domu nie budząc rodziców, którzy wrócili nad ranem z pracy. Nie zawracałem sobie głowy śniadaniem. Nie miałem ochoty na nic. Dzisiejszy dzień wiąże się z najgorszym wspomnieniem z mojego życia. Idąc wśród wirujących płatków śniegu znów zacząłem rozmyślać, dlaczego. Dlaczego mnie zostawił? Dlaczego odszedł bez wyjaśnienia? Dlaczego to tak cholernie boli? Dlaczego nie potrafię zapomnieć? Dlaczego nie mogę przestać go kochać? I ciągle pojawia się tylko pytanie: dlaczego?
Minutę przed dzwonkiem leniwie przekroczyłem szkolne mury. Udałem się wolno do szatni ignorując fakt, iż będę spóźniony. Zawsze mogę udać, że zaspałem, wtedy mi to usprawiedliwi Asuma – mój wychowawca i najlepszy przyjaciel mojego ojca.
Zdjąłem kurtkę, gdy do szatni wleciał spóźniony Gaara. Uniosłem pytająco brwi patrząc na niego i ziewnąłem przeciągle.
- Co jest? – spytałem znudzonym głosem. Chyba tylko przy jednej osobie potrafiłem się ożywić, ale go tu nie ma.
- Ponoć dzisiaj do naszej klasy dojdzie ktoś nowy. Oby to była jakaś fajna laska. – wyszczerzył usta i pośpiesznie zaczął się przebierać.
- Kolejna upierdliwa osoba? – jęknąłem.
- Dla ciebie wszyscy są upierdliwi! – krzyknął mi do ucha rudzielec.
- Nie drzyj się. To takie…
- kłopotliwe. – powiedział równocześnie ze mną ostatnie słowo.
Nie zainteresowany odwróciłem się i leniwie podążyłem na najwyższe piętro, gdzie odbywały się zajęcia z przedmiotów ścisłych. Pierwsza była matematyka z Kurenai. Dobrze, że kobieta mnie lubi. Inaczej nie byłoby ciekawie. Gdyby była taka jak na przykład Umino, wylądowałbym u dyrektora. Ona jednak przymyka oko na moje wybryki w zamian za kilka zwycięstw w olimpiadzie matematycznej. Cóż logiczne myślenie to moja specjalność.
Doczłapawszy pod sale zapukałem lekko i otworzyłem drzwi.
- Przepra… - przerwałem zauważając, że w klasie nie ma nauczycielki. Dziwne ona nigdy się nie spóźnia, a jest już dziesięć minut po dzwonku. Uznając rozmyślania nad tym za zbyt kłopotliwe usiadłem w swojej ławce kładąc głowę na rękach. Powoli zaczynałem zasypiać. W klasie panowała totalna samowolka. Hałas był niezwykle upierdliwy.
Nagle wszystko ucichło. Z korytarza dobiegały przytłumione słowa jakiejś rozmowy. Po chwili drzwi otworzyły się i stanęła w nich Kurenai z Asumą.
- Do naszej klasy dojdzie nowa osoba. – powiedział donośnie chemik.
- To już wiemy! – krzyknął ktoś z tyłu, a w sali rozległy się śmiechy. Niezrażony Sarutobi kontynuował.
- Przyjmijcie go miło, bo jest ciężko chory. – męska część klasy jęknęła żałośnie zauważając, że nowy osobnik będzie ich rywalem, a nie zdobyczą. – Wejdź.
Do sali wszedł młody chłopak, którego twarz zakrywał kaptur. Gdy go zdjął wstrzymałem oddech. Na mojej twarzy musiał malować się niezwykły szok, bo kilka osób pokazywało mnie palcami. Na środku stał nie kto inny jak właśnie ON. Przez niego dzisiejszy dzień jest dla mnie złym wspomnieniem, a teraz stoi tu przede mną. Taki sam, a jednak zupełnie inny.
Jego blond kosmyki jakby straciły blask, niebieskie oczy nie emanowały szczęściem, a zazwyczaj uśmiechnięte usta ściągnięte były w nic nie wyrażającą minę. Pamiętam, że chłopak zawsze był chudy, lecz teraz wyraźnie ubrania wisiały na nim luźno. Policzki miał zapadnięte, a pod oczami ciemne cienie świadczące o długotrwałej bezsenności. Ale co mu się stało?
- Jestem Naruto Uzumaki. – odezwał się. Zamiast ciepła jego głos był pełen lodu, aż wzdrygnąłem się słysząc go. – Ostatnie pół roku spędziłem w sanatorium. Mam nadzieję, że nawiążę tu przyjaźnie. – Jego ton kłócił się ze znaczeniem wypowiadanych słów, lecz ludzie najwyraźniej zaskoczeni nie odezwali się. Takiej ciszy w tej klasie nigdy jeszcze nie było.
- Naruto. Koło Nary jest wolne miejsce, usiądź tam. – odezwał się Asuma. Słysząc moje nazwisko blondyn skierował na mnie wzrok, a w jego spojrzeniu błysnął żal. Skierował się w moją stronę.
- Cześć Shikamaru. – odezwał się będąc w połowie drogi. Ludzie spojrzeli na mnie dziwiąc się, że znam tego chłopaka. Nic sobie z tego nie robiąc patrzyłem w oczy człowiekowi, którego kocham.
- Cześć – odezwałem się cicho, a w moim głosie zamiast znudzenia pobrzmiewał wyrzut. Chciałem się na niego wydrzeć, spytać o wszystko. A jednocześnie pragnąłem rzucić mu się w ramiona i pocałować. Jednakże nie ruszyłem się z miejsca. Zamiast tego spuściłem wzrok i dodałem szeptem. – Miło znów cię widzieć.
Zaczęła się lekcja. Cały czas milczałem i uważnie słuchałem Kurenai. Notowałem każde słowo wiedząc, że jestem obserwowany przez parę niezwykle niebieskich oczu. Nie chciałem z nim rozmawiać, nie po tym co mi zrobił. Nie dziś, gdy wypada dokładna rocznica tego wydarzenia. Najwyraźniej rozumiał to, bo sam również nie zaczął rozmowy. Gdzie podział się ten wiecznie uśmiechnięty gaduła, którego kocham?
Gdy zadzwonił dzwonek, szybko wymknąłem się do toalety unikając spotkania z blondynem. Wróciłem dopiero na lekcję, i tak przez cały dzień.
Po lekcjach chciałem szybko opuścić budynek szkoły i wrócić do domu. Niestety, gdy wyszedłem Naruto już na mnie czekał. Rzucił mi smutne spojrzenie, po czym wbił wzrok w ziemię.
- Możemy porozmawiać, Shika? – nigdy nie umiałem mu odmawiać, a teraz słysząc jego niemal błagalny głos poczułem ukłucie w sercu. Kiwnąłem potakująco głową. Skierowaliśmy się w milczeniu w stronę parku. Śnieg już nie padał. Oboje obserwowaliśmy białe chmury na niebieskim niebie. Ono zawsze kojarzyło mi się z oczami blondyna. Przypominało o nim. Lecz nie potrafiło zmieniać odcienia zależnie od emocji, a oczy Naruto umiały.
- Przepraszam. – odezwał się nagle spuszczając wzrok. Smutek jaki od niego bił krajał serce.
Usiedliśmy na jedynej odśnieżonej ławce.
- Wybaczysz mi kiedykolwiek? – spytał.
- Powiedz mi dlaczego. – mruknąłem jakbym nie słyszał jego słów.
- To dłuższa historia.
- Mam czas.
Westchnął tęsknie, po czym odezwał się znowu.
- Dokładnie rok temu w walentynki, które mieliśmy spędzić razem, dowiedziałem się od lekarzy, że jestem ciężko chory. Musiałem zostać poddany ciężkiej operacji. Szanse na przeżycie były mniejsze niż trzydzieści procent. Nie chciałem byś zastanawiał się czy przeżyję. Nie chciałem byś patrzył na moją śmierć. Więc musiałem z tobą zerwać. Chciałem ci to wytłumaczyć, gdy będzie po wszystkim… o ile przeżyję. Miałem nadzieję, że jeśli stanie się odwrotnie… to zapomnisz… i ułożysz sobie życie z innym. – przerwał by zaczerpnąć tchu. – Ale stało się inaczej… w skutek utraty zbyt dużej ilości krwi zapadłem w śpiączkę, z której obudziłem się pół roku temu… z amnezją i anemią. O niczym nie pamiętałem… nie znałem swojej przeszłości… nie poznałem swoich rodziców… Kilka dni po moim przebudzeniu, moi rodzice jechali do mnie do szpitala… i nie dojechali… jakiś kierowca zasnął za kierownicą. Tsunade zadbała, bym trafił do sanatorium, gdzie miałem w spokoju odzyskiwać pamięć. Po pięciu miesiącach… wróciły wszystkie wspomnienia… i wtedy przypomniałem sobie o tobie… Wiedziałem, że minął już rok… sądziłem, że nie chcesz mnie znać, ale musiałem się upewnić… musiałem sprawdzić, czy są jeszcze jakieś szanse, że będziesz ze mną szczęśliwy.. Shika… - urwał. – ja… przepraszam.. postąpiłem strasznie głupio… pewnie nie chcesz mnie już znać…
Moje oczy wypełniły się łzami. Mój anioł zrobił to by mnie chronić. Jak on mógł pomyśleć, że o nim zapomnę? Że mu nie wybaczę? Że nie chcę go znać? Przecież…
- Naruto. – odezwałem się cicho przytulając go. – Zawsze cię kochałem.. i nadal kocham.
Odwrócił się w moją stronę zdziwiony. W jego oczach dostrzegłem błysk nadziei, szybko zastąpiony smutkiem.
- Miłość wszystko wybacza. – Szepnąłem mu do ucha.
- Ty mi wierzyłeś, a ja kłamałem. – mruknął, a po jego policzku spłynęła samotna łza. Starłem ją szybko kciukiem, ujmując w dłonie jego twarz.
- Teraz mów mi o wszystkim. – musnąłem jego usta, a po chwili nasz pocałunek zamienił się w namiętny taniec języków. „Walentynki nie są jednak takie złe” – pomyślałem jeszcze tylko, po czym całkowicie zagłębiłem się w obecnych odczuciach.
O i znowu pierwsza
OdpowiedzUsuńNikt nie jest przyzwyczajony , że tak często dodajesz notki xD
'jakie to kłopotliwe" uwielbiam gdy Shikamaru to mówi.
Szczerze mówiąc sądziłam , że będzie weselsze zakonczenie , ale w sumie dobre i to.
Pogodzili sie , wszystko sobie wytłumaczyli i jest ok.
Notka ciekawa , nie mogę zaprzeczyć.
Mogła być tylko trochę dłuższa , ale co tam.
NIe mogę się już doczekac kolejnej notki xD
Sorry , że tak krótko ale nie mam siły na pisanie jakiegoś kreatywnego komentarza bo ta szkoła mnie wyniszcza xD
Więc mam nadzieje , że nie jesteś zła
Pozdrawiam Sol
To była miła niespodzianka. Rzadko czytam opowiadania pisane oczami Shiki, a jednak komuś się to udało. :D Podziw dla Ciebie. :) Opowiadanie co prawda krótkie, ale za to przyjemnie się czytało. A to najważniejsze. :D Tematyka ściśle walentynkowa, przez co kreacja bohaterów nie była tak rozwinięta, ale czytelnik może sam sobie dopowiedzieć to co mu brakuje. xD
OdpowiedzUsuńŻyczę dalszej weny. :D
Podoba mi się;p Nie to, żebym nie wierzyła w Twoją twórczość, ale miałam mieszane uczucia co do tej pary... jakoś tak nie specjalnie mnie ciągnęło żebym przeczytała tego one shota ale w końcu się zmusiłam... no i oczywiście od razu pożałowałam, że aż tyle zwlekałam z przeczytaniem... Opowiadanie miło mnie zaskoczyło ;D jest napisane całkiem przyjemnie z pewną nutką melancholii... czytając je z każdą linijką zwiększała się we mnie nadzieja na, jednak pozytywne zakończenie... i doczekałam się... ;D pomimo, że końcówka była banalna, bardzo mi się podobało, było właśnie takie jakiego oczekuje się po walentynkowej jednoczęściówce ;D szczęśliwe i bez zbędnych wyjaśnień ;P
OdpowiedzUsuńCieszę się, że jednak przeczytałam to opo :)
Życzę dalszej weny i z niecierpliwością czekam na dalszy ciąg WDŚ, jak i pozostałych opowiadań ;D
Pozdrawiam, Agg
fajny blog :) czekam na kolejna notke.
OdpowiedzUsuńzapraszam na mojego bloga zyciekushiny.blogspot.com
pozdrawiam