Uwaga!

To jest blog yaoi, czyli opowiadanie opisujące miłość zarówno fizyczną, jak i psychiczną dwóch mężczyzn. W tym wypadku jest to para Naruto-Gaara z mangi "Naruto".
Jest to mój drugi blog i notki będą się ukazywać rzadko (2-4 razy w miesiącu). Życzę miłego czytania.
Bo najtrudniejsza jest miłość do wroga i życie ze świadomością, że kiedyś będziesz musiał zabić ukochaną osobę


piątek, 24 czerwca 2011

I'm sorry

Zawieszam bloga.. Notki nie będą się pojawiać na czas bliżej nie określony. Wakacje się zaczęły.. dla jednych to czas odpoczynku i mogą pisać. Dla mnie niestety to czas największego zapie*dolu w pracy i szczerze powiedziawszy wracając o 6 rano po nocce nie mam siły na nic, a później kolejna nocka itd itd... Wena ucieka gdzie pieprz rośnie, gdy tylko pojawia się świadomość, że muszę iść zarabiać... 
W związku z tym przepraszam. I mam nadzieję, że wybaczycie mi. Chciałabym pisać, ale naprawdę teraz będzie maaaaaaasakra... Mam nadzieję, że w drugiej połowie sierpnia wszystko się jakoś unormuje i notki zaczną być dodawane regularnie i ogólnie będą się pojawiać...
Pozdrawiam wszystkich.
Wesołych wakacji.
Hilisme
Bye

czwartek, 9 czerwca 2011

Wojna Dwóch Światów - R. 3

Jak widać jeszcze żyję, choć mam chwilowo problemy w szkole. Z czasem też u mnie ciężko, bo w niektóre nocki pracuję, więc nawet po nocach pisać nie mogę, ale postaram się na powrót pisać regularnie. Na moim drugim blogu w najbliższym czasie powinien pojawić się kolejny rozdział Ciemności Samotności. (W przeciągu tygodnia/dwóch). Nie zabijcie mnie za tak długą nieobecność.
Pozdrawiam
Hilisme

PS. Dla was kolejny rozdział WDŚ. Dedykacja dla wszystkich czytających i komentujących. Życzę miłego (albo i nie) czytania.



"Wojna Dwóch Światów"
Rozdział 3 - Kyuubi



Gdy doszedłem do wskazanych przez chłopaka drzwi, te otworzyły się przede mną, a w progu stanął siwowłosy mężczyzna i gestem zaprosił mnie do środka. Znudzonym wzrokiem powiodłem po ścianach gabinetu. Większość z nich zastawiona była półkami pełnymi książek, lecz dokładnie naprzeciwko mnie tuż za biurkiem dyrektora wisiały dwie katany. Jedna była czerwona niczym krew, a od drugiej biło jasne niebieskie światło. Przyciągały mnie, jakby mówiąc, że jestem ich prawowitym władcą. Jakby chciały powiedzieć: „Choć weź nas w twoich dłoniach uwolnimy swą moc.” Otrząsnąłem się, gdy zauważyłem, że mężczyzna mówi coś do mnie.
- Jestem Jiraya i jestem dyrektorem tej placówki. – poinformował mnie. – Do tej pory nigdy nie zdarzyło się, by ktoś trafił do nas w takim wieku. Zazwyczaj potrafimy odnaleźć naszych w świecie ludzi. – Patrzył na mnie jakby oczekując, że się wtrącę, lecz milczałem. Wciąż czułem potrzebę, by sięgnąć po katany, a jednocześnie pragnąłem jak najszybciej opuścić to pomieszczenie. – Powiedz mi coś o sobie. – niemal warknął w moją stronę mężczyzna. Spojrzałem na niego jak na idiotę.
- Jestem Naruto Uzumaki. – powiedziałem lekceważąco nie mając zamiaru dodawać czegokolwiek.
Gdy cisza zaczęła się przedłużać, Jiraya odezwał się ponownie.
- Wytłumaczę ci panujące tu zasady. – Kiwnąłem głową, by kontynuował. – Będziesz chodził na zajęcia teoretyczne odpowiadające twojemu wiekowi, lecz do zajęć praktycznych dostaniesz osobnego nauczyciela, który pomoże ci nadrobić zaległości. Dostaniesz pokój w internacie demonów. Sądzę, że koledzy wyjaśnią ci resztę. Twój współlokator jest wystarczająco tolerancyjny, więc zniesie u siebie obecność kogoś półkrwi. – przerwał, po czym wyciągnął z szuflady kartkę. – Tu masz swój plan lekcji. Radziłbym przykładać ci się do nauki, bo nie tolerujemy tutaj lenistwa. – Niemal parsknąłem śmiechem słysząc to. Ten człowiek, chyba nic o mnie nie wiedział. W końcu nie ze wszystkich szkół wyrzucono mnie za zniszczenia. W niektórych problemem było właśnie moje lekceważące podejście. – Masz jakieś pytania? – Czy mam? Oczywiście. Pytanie powinno brzmieć, czy je wypowiem. Pokręciłem przecząco głową, próbując poukładać chaos, jaki zapanował w moich myślach. Wydaje mi się, że to wpływ tych katan. Ich moc niemal mnie odurzała…zmuszała do myślenia jedynie o nich.. do wsłuchiwania się w spokojne tony melodii nie znanej nikomu z żyjących. Ukazującej ból przeszłości i ciemność przyszłości.. mojej przyszłości, która niosła ze sobą obietnicę zniszczenia lub całkowitej, nienaruszalnej wolności. – W takim razie chodź. Przedstawię ci twojego senseia.
Opuściliśmy w końcu gabinet i niemal westchnąłem z ulgi. Potrzeba sięgnięcia po katany odeszła wraz z zamknięciem się drzwi. Postanowiłem, że zrobię wszystko, by dowiedzieć się o tych ostrzach jak najwięcej.
Niemal biegłem za dyrektorem warcząc w głowie z frustracji. Na początku zawsze trzeba zagrać grzeczne dziecko. Umiejętność przetrwania jest czymś, co opanowałem nim poszedłem do szkoły. Musiałem. Choć czasem nawet ona nie uchroniła mnie od bólu.
Zmarszczyłem brwi, po czym uśmiechnąłem się złośliwie widząc, że mężczyzna nie zwraca na mnie uwagi.
- Zwolnij. Masz zwolnić. – szepnąłem pod nosem koncentrując się na nim. Tak jak podejrzewałem dyrektor zaczął iść nieco wolniej, dzięki czemu nie musiałem się już męczyć próbując dotrzymać mu kroku. Już dawno odkryłem niezwykłą siłę słów. W tym miejscu musiałem jedynie nieco bardziej uważać. W końcu nawet tutaj ten cały Shikamaru uznał, że to dziwne.
Zatrzymaliśmy się przy niczym nie wyróżniających się drzwiach i dyrektor zapukał dwa razy. Po chwili stanął przed nami mężczyzna w zasłaniającej pół twarzy masce, z burzą srebrnych włosów. Spojrzał na mnie przeszywającym wzrokiem, więc odwdzięczyłem mu się tym samym, dodatkowo oceniając go. Doszedłem do wniosku, że nie powinienem mieć z nim większych problemów.
- To jest ten chłopiec, o którym ci mówiłem. – Jiraya wskazał na mnie. – Zajmij się nim, ja mam trochę papierkowej roboty. – Już miał odejść, gdy mój sensei odezwał się zamyślonym głosem.
- Nie sądzisz, że demona powinien szkolić demon, a nie wampir.
- Nie mamy demona Kakashi, który mógłby znaleźć czas dla tego chłopaka…. – zignorowałem dalszą część wypowiedzi. Tak często rozmawiano o mnie, jakbym nie stał obok, że już się do tego przyzwyczaiłem. Zareagowałem dopiero, gdy dyrektor odszedł.
- Rozumiem, że swoje rzeczy zostawiłeś już w internacie. – odezwał się mężczyzna, którego Jiraya nazwał Kakashi. Spojrzałem na niego jak na idiotę i uniosłem w górę rękę, w której trzymałem torbę.
- To jest mój bagaż, sensei. – warknąłem w jego stronę.
- Przecież w tym na pewno nie zmieściły by się wszystkie ubrania. – Mężczyzna widocznie zaczynał się irytować. Ciekawe ile tutaj o mnie wiedzą. – Będziesz musiał napisać do opiekunów, żeby wysłali tu wszystkie twoje rzeczy. – Podkreślił słowo „wszystkie” i skrzywił się. Postanowiłem milczeć o moim pochodzeniu. Jeżeli ktoś uważa mnie kłamcę, nie warto się z tym kimś kłócić. Niech myśli, co chce. Będę tylko musiał zaczekać, aż zobaczę jego minę, gdy dowie się, że nie mam opiekunów. Więcej… nigdy ich nie miałem. W danej chwili ta szkoła musi robić za mój dom. – Chodź. – rzucił jeszcze i skierował się szybko w stronę wyjścia. Przechodząc między uczniami nie mógł nie zauważyć, że wszyscy patrzą na mnie z wyraźnym lękiem i szacunkiem.

Zatrzymaliśmy się przy pokoju o numerze 13 w jednym z domków robiących za internaty. Sensei podał mi klucze i poinformował, że tutaj będę mieszkać, po czym odszedł uprzedzając mnie, że mam na niego czekać po obiedzie. Wzruszyłem ramionami i otworzyłem drzwi. Spojrzałem na urządzoną połowę pokoju i skrzywiłem się widząc czarno fioletowy wystrój. Mojego współlokatora nigdzie nie było widać, więc rzuciłem torbę koło łóżka, a sam położyłem się na nim. Wbiłem wzrok w sufit podkładając ręce pod głowę. W głowie kotłowało mi się miliony myśli, lecz za nic nie byłem w stanie ich poukładać. Wszystko coraz bardziej się komplikowało.
Ciemność… Ból… Samotność… Odrzucenie… Potwór… Bestia…
Zdałem sobie sprawę, że znów pogrążyłem się w koszmarze, który dopadał mnie niemal każdej nocy. Wokół mnie przewijały się sceny z mojej przeszłości. Nieznane twarze z lat, gdy miałem niecały rok. Walki, których byłem przyczyną. Siła, którą dawałem patrzącym wtedy na mnie dorosłym i oni… moi prawdziwi nieżyjący rodzice. Nie powinienem ich pamiętać. Miałem zaledwie dziesięć miesięcy, gdy zginęli. Nie widzę szczegółów ich twarzy. Wszystko się rozmazuje za każdym razem, gdy próbuję się na nich skupić. Rudowłosa kobieta z pięknym uśmiechem… Niebieskooki blondyn tak podobny do mojego odbicia w lustrze… no może znacznie bardziej męski… A później jest ciemność… pustka… Mam wrażenie jakby rozrywano mą duszę… I nagle wszystko się kończy, a ja siedzę sam na huśtawce obserwując bawiące się dzieci, które unikają chociażby patrzenia na mnie i słucham głosów dorosłych, którzy określają mnie mianem potwora, bestii, którą trzeba unicestwić…
Otwieram gwałtownie oczy słysząc cichy trzask i kilkoma mrugnięciami pozbywam się obrazów ze snów. Patrzę w stronę drzwi, w których stoi chłopak niewiele starszy ode mnie i przygląda mi się podejrzliwie. Zmierzam uważnie jego sylwetkę począwszy od jasnorudych włosów, przez zapełnioną kolczykami twarz, na typowo rokowym stroju kończąc.
- Więc ty jesteś tym nowym, który będzie ze mną mieszkać. – zwraca się do mnie z wyraźną pogardą. – Wyglądasz jak dziewczynka. – uśmiecha się do mnie złośliwie, lecz zaraz poważnieje widząc, że nie zamierzam reagować. To dobrze być czasem milczącym. Dobrze czasem mieć doświadczenie w byciu traktowanym gorzej. Lekceważenie obelg powoduje u agresorów konsternacje. – Jestem Yahiko, ale wszyscy mówią do mnie Pain. – przedstawia się, a ja jedynie kiwam głową dając mu znak, że rozumiem. Krzywi się nieznacznie, lecz kontynuuje. Czyżby oczekiwał, że mu się przedstawię? Ja, który przywykłem do wiecznego bycia w cieniu. Ja, którego imię przez cały czas wypowiadano niczym obelgę, niczym coś obrzydliwego… - Jestem demonem. Czystokrwistym demonem. Z tego co o tobie wiem jesteś półkrwi. – nie pyta, lecz ja przytakuję. Muszę robić wrażenie, że uczestniczę w tym monologu. Tak było od zawsze, lecz dawniej… dawniej to była zasada. – Zaraz tu przyjdą moi koledzy, więc albo wyjdź, albo staraj się nam nie przeszkadzać. – To nie była sugestia i wiedziałem to od razu. To był rozkaz, a ja nienawidzę rozkazów, lecz teraz, w tym dziwnym świecie, do którego trafiłem nie mam dość władzy, ani siły, ani wiedzy, by móc się sprzeciwić. Nie zapomnę. Za kilka dni, tygodni, miesięcy nikt mi już nie rozkaże. Zaczną prosić, błagać, lecz nigdy nie będą wymagać. – Jak się nazywasz? – Pytanie, które mi zadaje zmusza mnie bym opuścił bezpieczną przystać myśli i na nowo zaczął funkcjonować w prawdziwym świecie.
- Naruto. – mówię nie patrząc na niego. – Naruto Uzumaki.
Po wypowiedzeniu mojego nazwiska, widzę jak wyciąga do mnie dłoń. Uścisnąć? Wymijam go i opuszczam pokój. Nie potrzebuję kolejnych pytań, a te padłyby, gdybym przyjął jego przyjaźń? Znajomość? Wolę być sam, wtedy jestem bezpieczniejszy. Nikt nie interesuje się dziwnym chłopcem, który stroni od ludzi, w którego obecności dzieją się nienormalne rzeczy. Nawet tutaj jestem inny od wszystkich. Czuję, że umyka mi coś ważnego, więc by przemyśleć wszystko wychodzę do ogrodu. Siadam przy jednym z licznych oczek i obserwuję dwie pływające w nim ryby. Zdają się przypominać znak Ying Yang. Jedna jest czarna z białą kropką na grzbiecie, druga jej całkowitym przeciwieństwem. Pływają wokół siebie tworząc niemal idealne koło.
Patrzę w niebo, po którym leniwie płyną białe chmury. Idealny błękit, tak różny od szarości miast, w których do tej pory mieszkałem. Rozglądam się po otaczającej mnie zieleni idealnie współgrającej z kolorami natury. Czuję wewnętrzny niepokój. Coś nie daje mi spokoju. Idealnie… idealnie… wszystko jest idealne. Zbyt idealne. Na świecie nic nie jest idealne.
Zamykam oczy i przywołuję obrazy uświadamiające mi jak naprawdę wygląda świat. Jego zło. Wszechobecną śmierć. Zniszczenie. Pożary. Gdy na powrót uchylam powieki, znajduję się w moim pokoju, a przede mną nadal stoi Pain.
- Skąd wiedziałeś, że zamknąłem cię w iluzji? – spytał szczerze zaciekawiony. Najwyraźniej zrobiłem na nim wrażenie. – I jakim cudem się z niej wydostałeś?! Nawet na moim roku jeszcze tego nie uczą. – Teraz w jego głosie brzmiało szczere uznanie. Uśmiechnąłem się lekko. Tak, jak dawno się już nie uśmiechałem.
- Świat, który stworzyłeś, choć piękny… był jakby to powiedzieć… - zastanawiam się chwilę, albo raczej udaję, że to robię, przecież odpowiedź jest oczywista… - zbyt idealny. – dokańczam i widzę na jego twarzy zdumienie. – Uciekłem z niego przypominając sobie, jak naprawdę świat wygląda. Jaka jest rzeczywistość. – Nie tłumaczę dokładniej. Nie mam zamiaru nikomu wyjaśniać, gdzie widziałem śmierć, ani co rozumiem przez stwierdzenie zło. To musi mu wystarczyć, ale by miał pewność, że nie chodzi mi o dobre aspekty świata dopowiadam. – Świat, który stworzyłeś był zbyt dobry, by mógł zostać uznany za prawdziwy. – Patrzę na niego, gdy kiwa powoli głową, jakby zastanawiał się głębiej nad moimi słowami.
Siadam na łóżku, a on zajmuje krzesło przy jedynym biurku. Znów przyjdzie mi się dzielić. Zastanawiam się, czy w tym wypadku moje słowa wystarczą, bym to ja miał pierwszeństwo, w końcu łazienka też jest jedna, a ja nie lubię stać w kolejce.
Wyciągam z torby zeszyt, w którym rysował kiedyś mój przyjaciel. Otwieram na wizerunku dziewięcioogoniastego lisa, którego wytatuowano mi później na plecach. To dziwne, ale w tym miejscu czuję, jakby to stworzenie było czymś więcej niż tylko naszym wyobrażeniem. Nie zastanawiam się nad tym dłużej. Rzucam otwarty zeszyt na łóżko i wyciągam jedne z moich nielicznych spodni. Znajduję czarną bluzkę i udaję się do łazienki, by wziąć szybki prysznic przed obiadem. Pain nadal pogrążony jest w myślach i nawet nie zauważa mojego wyjścia.

Wszedłem z łazienki jedynie w spodniach, gdyż nie chciałem zmoczyć koszulki kapiącą z moich włosów wodą. Yahiko otwierał właśnie usta, by coś do mnie powiedzieć, gdy rozległo się pukanie do drzwi. Do pokoju weszła grupka chłopaków w wieku Paina, więc nie chcąc przeszkadzać postanowiłem przestudiować swój plan lekcji. Odwróciłem się do nich plecami i wyciągnąłem z torby kartkę, którą dostałem od dyrektora.
- Naruto? – Spojrzałem na mojego współlokatora, gdy usłyszałem jego niepewny głos. – Skąd masz ten tatuaż na plecach?
Uśmiechnąłem się łobuzersko i odpowiedziałem.
- Przyjaciel mi kiedyś zrobił, a co? – zmierzyłem wzrokiem stojących w szoku chłopaków. Znajomi Paina byli w jego wieku, przynajmniej tak mi się wydawało. Jeden z nich przypominał mi wampira, którego spotkałem w pociągu.. Uchiha. Miał nieco dłuższe włosy od jego młodszej kopii, więc domyśliłem się, że musi pochodzić z tej samej rodziny. Obok niego stał białowłosy chłopak. Wydawał mi się znajomy, ale nie pamiętałem, gdzie spotkałem go wcześniej. Nazywał się bodajże Hidan, czy jakoś tak. Ostatni i chyba najmłodszy z nich był blondynem i miał podobnie jak ja nieco dziewczęcą urodę, którą podkreślały jego długie włosy.
- Cześć. – mruknąłem do nich lekceważąco. – Ty musisz być Uchiha nie? – czarnooki kiwnął potakująco głową. Nie wydawał się zaskoczony tym, że go znam. Chyba myślał, że nikt w tym świecie nie może nie znać jego rodu. – Ale nie znam twojego imienia… - nie dałem mu czasu, by się przedstawił, tylko kontynuowałem. – Przekaż Sasuke, że zabije gnoja jak jeszcze raz spróbuje mnie uśpić. – kiwnął potakująco głową. – On pewnie jest twoim bratem nie? – I znów nie czekając na odpowiedź zwróciłem się w stronę białowłosego. – Ciebie skądś znam. Nazywasz się Hidan? – zabrzmiało to bardziej jak oświadczenie, niż jak pytanie, lecz chłopak odruchowo kiwnął głową. – Świetnie. – Spojrzałem na blondyna. – Ciebie nie znam.
- Deidara. – przedstawił się nieco niepewnie, co skwitowałem ironicznym uśmiechem.
- Um.. Naruto? – Yahiko odezwał się ponownie, zaskoczony moim przemówieniem. Chyba nie spodziewał się, że mogę wypowiedzieć na raz tak dużo słów. Prawdę powiedziawszy zdarzało mi się to dość rzadko, więc sam siebie trochę zaskoczyłem. – Wiesz co przedstawia ten tatuaż?
- No dziewięcioogoniastego lisa. Nic nadzwyczajnego. – wzruszyłem ramionami.
- Cóż… dyrektor poinformował mnie, że znasz tylko świat ludzi. – Uchiha spojrzał na mnie lekko zdziwiony. – W naszym świecie to nie jest nic nadzwyczajnego. Tak wygląda Kyuubi. – dokończył swoją myśl Pain.
Zmarszczyłem brwi w zamyśleniu. Nazwa wydawała mi się znajoma, lecz za nic nie mogłem sobie przypomnieć skąd.
Demon o dziewięciu ogonach jest panem ognia i władcą świata. Lis, który w swej przebiegłości przeżyje mrok i ofiaruje światło. Kto jest prawdą? Zło raz zasiane znosi żniwa każdego lata, czy kiedyś nadejdzie to ostatnie?
Słowa z nikąd pojawiły się w mojej głowie, lecz za nic nie byłem w stanie ich rozszyfrować.
- Czym jest Kyuubi? – spytałem.
Wszyscy spojrzeli na Uchiha, więc i ja tak zrobiłem. Chłopak przyjrzał mi się uważnie.
- Kyuubi jest demonem, albo raczej demoniczną postacią najpotężniejszych. Od setek lat nikt już nie przyjmował postaci dziewięcioogoniastego lisa. Mówią, że ten kto będzie to umiał, stanie się władcą ponad władcami. Czasem nawet anioły wierzą, że ta postać przywróci równowagę. Prawda Deidara?
Spytany boldyn kiwnął potakująco głową. Najwyraźniej musiał się czuć niezręcznie w towarzystwie samych demonów.
- A tak w ogóle, to jestem Itachi.. nazwisko już znasz. – przedstawił się brunet i wyciągnął do mnie dłoń. I tym razem zlekceważyłem ją.
- Naruto Uzumaki. – powiedziałem zamiast tego i wróciłem do studiowania planu lekcji. Uchiha po chwili konsternacji zaczął rozmowę z Yahiko i resztą, lecz co chwilę czułem na sobie jego spojrzenie.

czwartek, 2 czerwca 2011

Wkrótce powrót

Informuję, że staram się znaleźć czas na napisanie kolejnego rozdziału WDŚ, sądzę, że pojawi się w najbliższym czasie (w przeciągu tygodnia/dwóch)

poniedziałek, 28 lutego 2011

Złe wieści

Wybaczcie, ale dzisiaj nie ma nowej notki. Jak mówi tytuł przynoszę BARDZO złe wieści. Otóż z powodu zmiany szkoły zmuszona jestem do zaliczenia całego roku z trzech przedmiotów. I zapewne gdyby nie było w nich Niemieckiego, miałabym mnóstwo czasu. Niestety jest.
Bardzo mi przykro. Miałam zawiesić bloga do końca marca/kwietnia, gdy to wszystko zostanie zaliczone(bądź oblane). Doszłam jednak do wniosku, że to byłoby z mojej strony dosyć podłe. W takim więc razie w ciągu tych dwóch miesięcy notki BĘDĄ, ale dosyć rzadko.
Mimo wszystko mam nadzieję, że się na mnie nie obrazicie. Piszę, bo lubię. A jeśli nie zaliczę... Strach się bać.
Pozdrawiam Hilisme
Ps. Możliwe, że jeszcze w tym tygodniu, jeśli pomiędzy nauką (jutro mam kartkówkę z PO i angielskiego, w środę z Niemieckiego i Geografii, w czwartek z Fizyki i Matematyki, w piątek sprawdzian z WOS-u i Polskiego, do tego muszę napisać pięć wypracowań i jestem pewna, że pojawi się jeszcze więcej zadań domowych), dodam kolejną część WDŚ, a w przyszłym pewnego OneShota.

poniedziałek, 14 lutego 2011

OneShot - "(He) be(lie)ve(d)"

Z góry informuję, iż jest to opowiadanie Shonen Ai, nie yaoi. Mimo to mam nadzieję, że się spodoba. Oczywiście para Naruto i Shikamaru. Mam nadzieję, że się spodoba. Mam nadzieję, że nie jest tak strasznie krótkie jak mi się wydaje.
* liceum
OneShot
"He believed"

- Obiecałeś, że spędzisz ten dzień ze mną!
- Wybacz, ale nie mogę.
- Są walentynki, a my jesteśmy parą!
- Chyba już nie. Wybacz.

Minął rok, a ja dalej nie potrafię o nim zapomnieć. Nie rozumiem, dlaczego zostawił mnie właśnie w tym dniu. W święto zakochanych. Przecież mówił, że mnie kocha! Wierzyłem mu! A on… najzwyczajniej w świecie kłamał. Czemu nie podał powodu? Dlaczego po prostu wyjechał bez pożegnania? Tyle pytań, a jedyna osoba, która może na nie odpowiedzieć, jest gdzieś daleko. Nawet nie powiedział dokąd się wyprowadza! Czy byłem aż taki zły? Czy przeszkadzało mu moje lenistwo? Może powinienem się bardziej starać. Cóż, teraz już jest za późno.
Niechętnie podniosłem się z łóżka przerywając nic niewarte rozważania. Czternasty luty, dzień, który znienawidziłem. Dokładnie rok temu w tym dniu on po prostu mnie zostawił. Nie wiem tylko czemu, nie domyśliłem się, że kłamał. Takie rozważania nie mają sensu. On nie wróci, a ja będę żył tą niszczącą miłością do niego.
Sięgnąłem po przygotowany wcześniej mundurek szkolny i leniwie zacząłem go na siebie zakładać. Krawat odrzuciłem, gdyż wiązanie go byłoby zbyt kłopotliwe. W ogóle całe to noszenie mundurków jest niezwykle upierdliwe. Jestem w pierwszej klasie kôkô*, więc nauczyciele każą mi pracować na lekcji. Skończyły się czasy, gdy mogłem bezkarnie przesypiać wszystkie godziny w szkole i leniwie wracać do domu. Teraz kazano mi coś z siebie dawać. A to jest męczące.
Wyszedłem z domu nie budząc rodziców, którzy wrócili nad ranem z pracy. Nie zawracałem sobie głowy śniadaniem. Nie miałem ochoty na nic. Dzisiejszy dzień wiąże się z najgorszym wspomnieniem z mojego życia. Idąc wśród wirujących płatków śniegu znów zacząłem rozmyślać, dlaczego. Dlaczego mnie zostawił? Dlaczego odszedł bez wyjaśnienia? Dlaczego to tak cholernie boli? Dlaczego nie potrafię zapomnieć? Dlaczego nie mogę przestać go kochać? I ciągle pojawia się tylko pytanie: dlaczego?
Minutę przed dzwonkiem leniwie przekroczyłem szkolne mury. Udałem się wolno do szatni ignorując fakt, iż będę spóźniony. Zawsze mogę udać, że zaspałem, wtedy mi to usprawiedliwi Asuma – mój wychowawca i najlepszy przyjaciel mojego ojca.
Zdjąłem kurtkę, gdy do szatni wleciał spóźniony Gaara. Uniosłem pytająco brwi patrząc na niego i ziewnąłem przeciągle.
- Co jest? – spytałem znudzonym głosem. Chyba tylko przy jednej osobie potrafiłem się ożywić, ale go tu nie ma.
- Ponoć dzisiaj do naszej klasy dojdzie ktoś nowy. Oby to była jakaś fajna laska. – wyszczerzył usta i pośpiesznie zaczął się przebierać.
- Kolejna upierdliwa osoba? – jęknąłem.
- Dla ciebie wszyscy są upierdliwi! – krzyknął mi do ucha rudzielec.
- Nie drzyj się. To takie…
- kłopotliwe. – powiedział równocześnie ze mną ostatnie słowo.
Nie zainteresowany odwróciłem się i leniwie podążyłem na najwyższe piętro, gdzie odbywały się zajęcia z przedmiotów ścisłych. Pierwsza była matematyka z Kurenai. Dobrze, że kobieta mnie lubi. Inaczej nie byłoby ciekawie. Gdyby była taka jak na przykład Umino, wylądowałbym u dyrektora. Ona jednak przymyka oko na moje wybryki w zamian za kilka zwycięstw w olimpiadzie matematycznej. Cóż logiczne myślenie to moja specjalność.
Doczłapawszy pod sale zapukałem lekko i otworzyłem drzwi.
- Przepra… - przerwałem zauważając, że w klasie nie ma nauczycielki. Dziwne ona nigdy się nie spóźnia, a jest już dziesięć minut po dzwonku. Uznając rozmyślania nad tym za zbyt kłopotliwe usiadłem w swojej ławce kładąc głowę na rękach. Powoli zaczynałem zasypiać. W klasie panowała totalna samowolka. Hałas był niezwykle upierdliwy.
Nagle wszystko ucichło. Z korytarza dobiegały przytłumione słowa jakiejś rozmowy. Po chwili drzwi otworzyły się i stanęła w nich Kurenai z Asumą.
- Do naszej klasy dojdzie nowa osoba. – powiedział donośnie chemik.
- To już wiemy! – krzyknął ktoś z tyłu, a w sali rozległy się śmiechy. Niezrażony Sarutobi kontynuował.
- Przyjmijcie go miło, bo jest ciężko chory. – męska część klasy jęknęła żałośnie zauważając, że nowy osobnik będzie ich rywalem, a nie zdobyczą. – Wejdź.
Do sali wszedł młody chłopak, którego twarz zakrywał kaptur. Gdy go zdjął wstrzymałem oddech. Na mojej twarzy musiał malować się niezwykły szok, bo kilka osób pokazywało mnie palcami. Na środku stał nie kto inny jak właśnie ON. Przez niego dzisiejszy dzień jest dla mnie złym wspomnieniem, a teraz stoi tu przede mną. Taki sam, a jednak zupełnie inny.
Jego blond kosmyki jakby straciły blask, niebieskie oczy nie emanowały szczęściem, a zazwyczaj uśmiechnięte usta ściągnięte były w nic nie wyrażającą minę. Pamiętam, że chłopak zawsze był chudy, lecz teraz wyraźnie ubrania wisiały na nim luźno. Policzki miał zapadnięte, a pod oczami ciemne cienie świadczące o długotrwałej bezsenności. Ale co mu się stało?
- Jestem Naruto Uzumaki. – odezwał się. Zamiast ciepła jego głos był pełen lodu, aż wzdrygnąłem się słysząc go. – Ostatnie pół roku spędziłem w sanatorium. Mam nadzieję, że nawiążę tu przyjaźnie. – Jego ton kłócił się ze znaczeniem wypowiadanych słów, lecz ludzie najwyraźniej zaskoczeni nie odezwali się. Takiej ciszy w tej klasie nigdy jeszcze nie było.
- Naruto. Koło Nary jest wolne miejsce, usiądź tam. – odezwał się Asuma. Słysząc moje nazwisko blondyn skierował na mnie wzrok, a w jego spojrzeniu błysnął żal. Skierował się w moją stronę.
- Cześć Shikamaru. – odezwał się będąc w połowie drogi. Ludzie spojrzeli na mnie dziwiąc się, że znam tego chłopaka. Nic sobie z tego nie robiąc patrzyłem w oczy człowiekowi, którego kocham.
- Cześć – odezwałem się cicho, a w moim głosie zamiast znudzenia pobrzmiewał wyrzut. Chciałem się na niego wydrzeć, spytać o wszystko. A jednocześnie pragnąłem rzucić mu się w ramiona i pocałować. Jednakże nie ruszyłem się z miejsca. Zamiast tego spuściłem wzrok i dodałem szeptem. – Miło znów cię widzieć.
Zaczęła się lekcja. Cały czas milczałem i uważnie słuchałem Kurenai. Notowałem każde słowo wiedząc, że jestem obserwowany przez parę niezwykle niebieskich oczu. Nie chciałem z nim rozmawiać, nie po tym co mi zrobił. Nie dziś, gdy wypada dokładna rocznica tego wydarzenia. Najwyraźniej rozumiał to, bo sam również nie zaczął rozmowy. Gdzie podział się ten wiecznie uśmiechnięty gaduła, którego kocham?
Gdy zadzwonił dzwonek, szybko wymknąłem się do toalety unikając spotkania z blondynem. Wróciłem dopiero na lekcję, i tak przez cały dzień.

Po lekcjach chciałem szybko opuścić budynek szkoły i wrócić do domu. Niestety, gdy wyszedłem Naruto już na mnie czekał. Rzucił mi smutne spojrzenie, po czym wbił wzrok w ziemię.
- Możemy porozmawiać, Shika? – nigdy nie umiałem mu odmawiać, a teraz słysząc jego niemal błagalny głos poczułem ukłucie w sercu. Kiwnąłem potakująco głową. Skierowaliśmy się w milczeniu w stronę parku. Śnieg już nie padał. Oboje obserwowaliśmy białe chmury na niebieskim niebie. Ono zawsze kojarzyło mi się z oczami blondyna. Przypominało o nim. Lecz nie potrafiło zmieniać odcienia zależnie od emocji, a oczy Naruto umiały.
- Przepraszam. – odezwał się nagle spuszczając wzrok. Smutek jaki od niego bił krajał serce.
Usiedliśmy na jedynej odśnieżonej ławce.
- Wybaczysz mi kiedykolwiek? – spytał.
- Powiedz mi dlaczego. – mruknąłem jakbym nie słyszał jego słów.
- To dłuższa historia.
- Mam czas.
Westchnął tęsknie, po czym odezwał się znowu.
- Dokładnie rok temu w walentynki, które mieliśmy spędzić razem, dowiedziałem się od lekarzy, że jestem ciężko chory. Musiałem zostać poddany ciężkiej operacji. Szanse na przeżycie były mniejsze niż trzydzieści procent. Nie chciałem byś zastanawiał się czy przeżyję. Nie chciałem byś patrzył na moją śmierć. Więc musiałem z tobą zerwać. Chciałem ci to wytłumaczyć, gdy będzie po wszystkim… o ile przeżyję. Miałem nadzieję, że jeśli stanie się odwrotnie… to zapomnisz… i ułożysz sobie życie z innym. – przerwał by zaczerpnąć tchu. – Ale stało się inaczej… w skutek utraty zbyt dużej ilości krwi zapadłem w śpiączkę, z której obudziłem się pół roku temu… z amnezją i anemią. O niczym nie pamiętałem… nie znałem swojej przeszłości… nie poznałem swoich rodziców… Kilka dni po moim przebudzeniu, moi rodzice jechali do mnie do szpitala… i nie dojechali… jakiś kierowca zasnął za kierownicą. Tsunade zadbała, bym trafił do sanatorium, gdzie miałem w spokoju odzyskiwać pamięć. Po pięciu miesiącach… wróciły wszystkie wspomnienia… i wtedy przypomniałem sobie o tobie… Wiedziałem, że minął już rok… sądziłem, że nie chcesz mnie znać, ale musiałem się upewnić… musiałem sprawdzić, czy są jeszcze jakieś szanse, że będziesz ze mną szczęśliwy.. Shika… - urwał. – ja… przepraszam.. postąpiłem strasznie głupio… pewnie nie chcesz mnie już znać…
Moje oczy wypełniły się łzami. Mój anioł zrobił to by mnie chronić. Jak on mógł pomyśleć, że o nim zapomnę? Że mu nie wybaczę? Że nie chcę go znać? Przecież…
- Naruto. – odezwałem się cicho przytulając go. – Zawsze cię kochałem.. i nadal kocham.
Odwrócił się w moją stronę zdziwiony. W jego oczach dostrzegłem błysk nadziei, szybko zastąpiony smutkiem.
- Miłość wszystko wybacza. – Szepnąłem mu do ucha.
- Ty mi wierzyłeś, a ja kłamałem. – mruknął, a po jego policzku spłynęła samotna łza. Starłem ją szybko kciukiem, ujmując w dłonie jego twarz.
- Teraz mów mi o wszystkim. – musnąłem jego usta, a po chwili nasz pocałunek zamienił się w namiętny taniec języków. „Walentynki nie są jednak takie złe” – pomyślałem jeszcze tylko, po czym całkowicie zagłębiłem się w obecnych odczuciach.

niedziela, 13 lutego 2011

Info

Wybaczcie z powodów technicznych (podły Word i cudowny wirusik) nastąpi opóźnienie z pojawieniem się OneShota Walentynkowego z parą Naruto i Shikamaru. Pojawi się on dopiero dzisiaj późnym wieczorem lub jutro z samego rana. Mam nadzieję, że mnie nie zabijecie. W ramach przeprosin przyjmijcie tych kilka obrazków.
Beautyfull? or not?

Łiiiii!!




Naru-"I po co oni robią te zdjęcia?" Shika- "Geez, ale to kłopotliwe"^^  

Nie potrafię tego opisać...jest niezwykle piękne ;D

W tym obrazku się zakochałam, gdy tylko go zobaczyłam. : )

Zdrada doskonała^^
Ciekawe na czym ich przyłapali xD

czwartek, 10 lutego 2011

Wojna Dwóch Światów - R. 2

W ankiecie na OneShot Walentynkowy zwyciężyła para - Naruto i Shikamaru. OneShot ten pojawi się dokładnie 14.02.2011 więc serdecznie zapraszam.
Serdecznie dziękuję za komentarze i mam nadzieję, że w przyszłości więcej osób zacznie odwiedzać mojego bloga. Nie rozumiem również skąd wzięło się tyle głosów w ankiecie. 21? A notki do tej pory skomentowały 3 osoby. ;/ Więc mam taką prośbę. Każdy kto czyta niech chociaż o tym poinformuje, bo trochę zniechęca mnie fakt, że prawie dla nikogo nie piszę. Co nie oznacza, że dla tych 3 osób pisać nie będę. Ale wiecie... wen nie jest taki miły jakbym chciała by był.
W takim razie prosiłabym nawet o chociażby jedno zdanie w komentarzu.
Nie przedłużając zapraszam na kolejny rozdział Wojny Dwóch Światów. Życzę miłego czytania i pozdrawiam.

Rozdział dedykowany Sol, która motywuje mnie faktem, iż wiem, że czyta. No i fajnie się z nią gada ;) Pozdrowienia dla ciebie i mam nadzieję, że poinformujesz mnie, gdy założysz bloga.

"Wojna Dwóch Światów"
Rozdział 2 - Dziwna Szkoła



Rzuciłem brunetowi zdziwione spojrzenie. Zastanawiając się o czym on do cholery mówi. Nie zdziwiłbym się, gdyby okazało się, iż wysłano mnie do jakiejś szkoły wariatów. No bo kurwa, w jakim on świecie żyje, że widzi anioły i demony. Pewnie wkrótce zacznie coś gadać o wampirach i wilkołakach. Skrzywiłem się mimowolnie, lecz nic nie powiedziałem. Gdy posłał mi spojrzenie, w którym kryło się ewidentne politowanie, wydawało mi się, że dostrzegłem w jego oczach jakiś przebłysk czerwieni. Zupełnie, jakby próbował opanować gniew. „Jak demon”- przemknęło mi przez głowę, za co zganiłem się w myślach.
- Jesteś nowy? – w jego głosie kryło się zdziwienie. Kiwnąłem twierdząco głową. – Nie często się zdarza, że do naszej szkoły trafia ktoś w połowie drugiego semestru. – To zdanie jakoś szczególnie mnie nie zaskoczyło. W końcu zmieniając szkoły co dwa tygodnie, bądź miesiące byłem do tego przyzwyczajony. Milczałem oczekując na dalszą część wypowiedzi, lecz chłopak czekał najwyraźniej na jakiś komentarz. Po dwóch minutach odezwał się ponownie zauważając, że raczej nic nie powiem. – Dobra to ja ci część wytłumaczę. Lecz najpierw musisz mi odpowiedzieć na pytanie. – znów zamilkł na chwilę. Chyba liczył na jakąś reakcję. „Cóż nie lubię się za dużo odzywać, więc gadaj o co chodzi.” – pomyślałem, cierpliwie czekając na pytanie. – Wychowałeś się w świecie ludzi? – przytaknąłem ruchem głowy. – Eh.. mało rozmowny jesteś. – Bynajmniej go to nie zniechęciło. – Więc słuchaj. Prócz świata, który znasz są jeszcze inne. Istnieją w tej samej rzeczywistości, lecz potrafią zakamuflować swoją obecność. Żyją w nich anioły, demony i inne stworzenia znane ludziom jedynie z książek, które uznają za fantastyczne. Te dwie rasy są najpotężniejsze i jednoczą inne. Od dwudziestu lat toczą wojnę, lecz mimo to dalej wysyłają swoje dzieci do wspólnej szkoły. Można by rzec, że szkoli ona do walk, w których będą musieli uczestniczyć po jej skończeniu. – przerwał na chwilę, by sprawdzić w jakim miejscu się znajdujemy, po czym kontynuował. – Nie raz zdarza się, iż któryś z demonów, aniołów lub osobnik jakichkolwiek innych ras posiadał dziecko z ludźmi. Jeszcze nie słyszano o dziecku, które byłoby poczęte przez dwójkę różnych stworzeń, jak na przykład wampira i elfa, gdyż nie wiadomo jakie cechy by przeważały. U ludzi jest to znacznie prostsze, bo ich kod genetyczny jest dużo słabszy i każde dziecko posiada wszystkie cechy Prawdziwego świata. Skoro masz na nazwisko Uzumaki, znaczy to, iż jesteś potomkiem jakiegoś człowieka i kogoś z drugiego co do siły klanu demonów. Jednym słowem można by cię nazwać księciem demonów. Niezależnie od tego, czy żyłeś wśród ludzi czy nie, wojna dotyczy także ciebie i gdy król demonów No Sabaku zechce byś brał udział w walkach, będziesz musiał się stawić. Twoje włosy świadczą, że masz sporą moc, jednakże najlepsi są płomiennowłosi. – Odwróciłem głowę w stronę okna przetwarzając zdobyte informacje. Nara widząc to zamilkł.
Zawsze wydawało mi się, że jestem inny, ale chyba nie jestem w stanie przyjąć do wiadomości, że jestem demonem. No w sumie półdemonem. To chore. Niemożliwe. Nienaturalne. Ale… jeśli to wyjaśniałoby moje przekleństwo? Dlaczego do cholery to wszystko jest tak skomplikowane? Zmarszczyłem brwi. Jeśli to prawda może poznam swoich rodziców, lub choć jedno z nich.
- Jakie moce mają demony? – zorientowałem się, że wypowiedziałem te słowa na głos, dopiero widząc, że Shikamaru zaczął się nad czymś zastanawiać.
- Cóż różnie bywa. – powiedział po krótkiej chwili ciszy. – Najczęściej są to moce żywiołów. W porównaniu do aniołów, które kilkoma słowami mogą otrzymać wszystko, moce demonów są dość zróżnicowane. Zdarza się, że ktoś rodzi się mistrzem jednego żywiołu, albo w formie zwierzęcia może używać zupełnie innego na poziomie znacznie przewyższającym ten, który osiąga się w po ukończeniu nauki w szkole. Ale to nie zdarza się u półdemonów. Tylko ci posiadający czystą krew mogą przybierać trzy formy: zwierzęcą, ludzką i demoniczną. Ludzkie geny wypierają tą zdolność. A czemu pytasz? – Rzucił mi uważne spojrzenie, lecz ja pogrążyłem się już do końca we własnych myślach. „Anioły mogą kilkoma słowami otrzymać wszystko” – to zdanie nie dawało mi spokoju, bo skoro jestem demonem, przynajmniej z tego co mi mówił, to jakim cudem posiadam tę zdolność aniołów? Powoli zaczynałem się przyzwyczajać do myśli, że ten chłopak może mieć rację, choć istniała obawa, iż jednak jest wariatem. Zrzuciłem ją na dno podświadomości. Demony…anioły…wampiry…elfy…czy naprawdę możliwe jest, że tak wygląda ten świat? Gdyby to się okazało prawdą, to nie wyrzucą mnie z tej szkoły, nie zależnie od tego, co się stanie.
- Tak z ciekawości. – odpowiedziałem na zadane pytanie po kilku minutach. Pociąg zaczął zwalniać i zatrzymał się na niewielkiej stacji. Po chwili ktoś otworzył drzwi do mojego przedziału. Kurwa chciałem jechać sam. Skrzywiłem się widząc wysokiego bruneta o czarnych niczym studnie bez dna oczach. Nara spojrzał na niego obojętnie ziewając. Spojrzenie nowoprzybyłego spoczęło na mnie, a na jego twarzy pojawił się ironiczny uśmiech.
- Pomyliłaś wagony. – Zwrócił się do mnie w formie żeńskiej, do czego byłem już tak przyzwyczajony, że obojętnie spojrzałem w stronę okna. – Słyszysz co mówię, kurwa? – Chyba ktoś ma problemy z zapanowaniem nad swoimi emocjami. Poczułem ogromną satysfakcje, co zaskoczyło nawet mnie. – Nie powinnaś lekceważyć Uchiha. – Zmienił ton na zimy, sądząc zapewne, że się przestraszę. – Nara wiem, że nie czujesz wielkiej nienawiści do aniołów, ale słyszałem, że wolisz chłopców. – Demon siedzący obok mnie drgnął nerwowo. By uniknąć konfrontacji. Odwróciłem się w jego stronę i musnąłem jego ramię, mówiąc cicho pod nosem.
- Spokojnie. Masz być spokojny. – O dziwo moje słowa wywołały na jego twarzy spokój, lecz ledwie widoczna zmarszczka na czole świadczyła o tym, iż mocno się nad czymś zastanawiał. Nie zawracając sobie chwilowo głowy takim stanem rzeczy, zwróciłem wyzywające spojrzenie na bruneta. – Nie jestem dziewczyną. – mój głos brzmiał rozkazująco jak zawsze, gdy ktoś próbował się nade mną wywyższyć. – Jak się nazywasz?
Na jego twarzy pojawiło się skupienie, jakby zastanawiał się, czy jestem na tyle ważny, by musiał odpowiadać. W końcu spuścił wzrok nie wytrzymując mojego przeszywającego spojrzenia.
- Sasuke Uchiha, a ty aniołku? – uśmiechnął się lubieżnie i najwyraźniej próbował mnie obrazić. Niestety zbyt często tak mnie traktowano, bym choć trochę się tym przejął.
- Naruto – powiedziałem dobitnie. – Naruto Uzumaki.
Przez moment widziałem w jego oczach błysk przerażenia, lecz po chwili zastąpiła go obojętność. Podniósł się z zadziwiającą szybkością i zatrzymując się na chwilę w drzwiach, rzucił.
- Nara trzeba było ostrzec. – po czym zniknął za drzwiami, a ja oparłem spokojnie głowę o szybę.
- Kim on był? – Spytałem sennie.
- Pochodzi z najsilniejszej rodziny wampirów. Są jednymi z naszych sojuszników, tylko nas demonów słuchają. – pokiwałem głową na znak, że rozumiem, a oczy same zaczęły mi się zamykać. Wydawało mi się, że słyszę w swojej głowie: „śpij, śpij” i chyba to spowodowało, iż powiedziałem na głos.
- Choćbym miał nigdy więcej nie spać, nie zasnę teraz. – Jak zawsze słowa te podziałały na mnie pobudzająco. Usłyszałem uderzenie. Spojrzałem na Shikamaru, który uderzył ręką w drzwi. Patrzył na mnie dziwnie, a jego oczy zaczęły pobłyskiwać czerwienią. Zbliżył się do mnie.
- Co zrobiłeś? – jego głos zabrzmiał przerażająco, a zarazem zupełnie inaczej niż wcześniej. Wzruszyłem ramionami.
- Wydawało mi się, że ktoś gada mi w głowie, że mam zasnąć. – Demon odwrócił głowę w stronę okna. – Wiesz co się stało, prawda? – spytałem pewnie, co jeszcze bardziej go zaskoczyło.
- Oczywiście. – Przyglądał mi się w milczeniu. – Ten cholerny wampir chciał cię uśpić. W szkole sobie z nim poważnie porozmawiam. – choć zabrzmiało to złowrogo nie zmieniłem obojętnego wyrazu twarzy. – Nie zdarzyło ci się to pierwszy raz. – Powiedział nagle. – Wiedziałeś jak zatrzymać urok. – Musiałem zrobić niesamowicie głupią minę, bo po chwili wybuchł śmiechem. – Ty nie wiedziałeś, że to urok. – kiwnąłem potakująco głową. – Sporo się sam nauczyłeś, bez jakiejkolwiek wiedzy o tym świecie. – Jego spojrzenie znów stało się przeszywające. Jakby chciał sprawdzić, czy mówię prawdę. – Udało ci się mnie uspokoić…a to jest dziwne. – mruknął niepewnie. – To umieją aniołowie. – zmarszczyłem czoło czekając do czego zmierza. – Na pewno masz na nazwisko Uzumaki? – chciałem odpowiedzieć, ale nim mi się udało, zadał drugie pytanie. – Dlaczego wyrzucono cię ze szkoły?
- Chciałem żeby się spaliła. – odparłem obojętnie wzruszając ramionami.
- I spaliła się. – dokończył z szerokim uśmiechem. – Tego anioł by nie dokonał. Więc mówiłeś prawdę, ale jesteś dziwny jak na demona. – Zaśmiał się, a ja milczałem, aż dojechaliśmy do stacji, na której musieliśmy wysiąść.

Opuściwszy pociąg rozejrzałem się po przestronnym dworcu. O dziwo mimo sporej wielkości budynek był niemal pusty. Przebywały w nim jedynie osoby w wieku szkoły. „Zupełnie jakby po to właśnie był wybudowany” – przeszło mi przez myśl. Zaraz za mną wysiadł Shikamaru, mimo swych poprzednich słów obserwował mnie uważnie. Nic sobie z tego nie robiąc ruszyłem powoli w stronę wyjścia. Nim postawiłem drugi krok minął mnie ze świstem wampir poznany w pociągu. Uśmiechnąłem się nieznacznie. „Oj będzie zabawa.”
Wyszedłem z budynku rozglądając się po parkingu, wyśmiewając w myślach osoby, które dumnie wsiadały do własnych samochodów i innych pojazdów. Uśmiechnąłem się sarkastycznie i skierowałem się w stronę parku. Wytłumaczono mi mniej więcej jak trafić do tej szkoły.
- Naruto czekaj! – usłyszałem za sobą krzyk Shikamaru. Dogonił mnie i wskazał na swój samochód próbując coś powiedzieć. Lecz nim zdołał złapać oddech, uprzedziłem go.
- Przejdę się. – Odwróciłem się na pięcie i leniwie z torbą na ramieniu skręciłem w stronę parku. Droga minęła mi szybko, gdyż zagłębiony w myślach nie zważałem na otoczenie. Gdy opuściłem przyjemny cień drzew, moim oczom ukazał się niesamowity budynek. Musiałem przyznać, że nawet na mnie zrobił wrażenie.
Szkoła mieściła się w dawnym pałacu, obok którego stały drobniejsze budynki. Zapewne były to sale gimnastyczne i internaty. Przede mną było sporej wielkości jezioro, w którym kilkoro uczniów się kąpało. Natomiast po drugiej stronie, dokładnie naprzeciwko mnie znajdował się właśnie ten budynek. Wykonany w starym japońskim stylu. Dachy pokryte korą cytrusową podtrzymywane były przez w tradycyjny sposób umieszczone słupy. Wszystko wykonane było z drewna nadając konstrukcji specyficznej lekkości. W miejscu, gdzie do jeziora wpływała rzeka, umieszczony był niewielki czerwony mostek prowadzący do wejścia. Całość miała dwa piętra wysokości, a niektóre z wieżyczek trzy. Musiałem przyznać, że ta szkoła robiła wrażenie.
Ocknąłem się z zamyślenia i wolnym krokiem zacząłem obchodzić jezioro. Im bliżej byłem, tym więcej szczegółów zacząłem dostrzegać. Na przykład między głównym budynkiem szkoły, a internatami, znajdował się ogród. Postanowiłem, że później przyjrzę mu się dokładniej. Zawsze kochałem naturę i czułem się dobrze w japońskich ogrodach.
Dotarłszy do drzwi, przez które co chwilę przechodzili uczniowie, złapałem jednego z nich za rękę.
- Gdzie jest gabinet dyrektora? – spytałem chłodno, na co chłopak wyrwał rękę z mojego uścisku.
- Spierdalaj aniołku, spytaj kogoś swojej rasy. Ja się z gorszymi nie zadaję. – uniósł dumnie głowę. Przyjrzałem mu się uważnie przypominając sobie słowa Nary z pociągu. No tak, wojna demonów z aniołami.
- Muszę cię wyprowadzić z błędu gnojku. – niemal zasyczałem rzucając mu pogardliwe spojrzenie. – Jestem półdemonem.
Splunął mi pod nogi wykrzywiając usta w ironiczny uśmiech. Prawdę powiedziawszy zaczynał mnie wkurzać. Wiem, że można mnie nie lubić, ale nie jestem osobą, która da się poniżać.
- Połówki nie dorastają do pięt pełnokrwistym, szmato.
Próbowałem powstrzymać furię, która zaczynała mnie ogarniać. Naszej rozmowie od pewnego czasu zaczęło się przyglądać coraz więcej uczniów. Zacisnąłem dłonie w pięść, lecz ogień jaki szalał wewnątrz mnie, nie zmalał.
- Powtórz. – warknąłem.
- A co nie dość, że połówka, to jeszcze głuchy? – Jego zaczepny ton działał na mnie jak płachta na byka. – Powiedziałem, że jesteś SZMATĄ.. może mam przeliterować skoro nie rozumiesz?
Próbowałem uspokoić oddech, ale ostatnie zdanie przelało czarę goryczy. Nie rzuciłem się na niego. Nagle z nikąd zerwał się potężny wiatr i zaczął krążyć wokół mnie coraz szybciej.
- Gnido głupia. – syknąłem jadowicie. – Nigdy. Więcej. Tak. Do. Mnie. Nie. Mów! – podnosiłem stopniowo ton. – Rozumiesz?! – wydarłem się, a wiatr z zawrotną siłą odrzucił wszystkich, którzy nie ukryli się za tarczami ode mnie. Oddychałem ciężko, wciąż czując złość. Przynajmniej dostał dzieciak nauczkę.
Wstał z trawy, na którą upadł. Odrzuciło go o pięć metrów i choć nie wiedziałem, jak to zrobiłem, czułem satysfakcje widząc jego przerażoną twarz.
- Więc gdzie jest ten gabinet dyrektora? – spytałem ponownie obojętnym głosem.
- Cz-cz-czwarte d-d-drzwi n-na l-l-lewo. – wyjąkał i uciekł. Wszedłem do środka, a ludzie usuwali mi się z drogi z szacunkiem i przerażeniem. Nie ma to jak wyrobić sobie opinię w ciągu kilku minut. Przynajmniej co do jednego miałem pewność. To nie jest sen, a anioły i demony istnieją. Wojna trwa, lecz jaka będzie jej przyszłość i zakończenie?

niedziela, 23 stycznia 2011

Wojna Dwóch Światów - R. 1

Postanowiłam dodać pierwszy rozdział, gdyż został ukończony. Następny pojawi się najpóźniej za trzy tygodnie, oczywiście w weekend. Życzę miłego czytania.


"Wojna Dwóch Światów"
Rozdział 1 - Spotkanie w pociągu



Donośny dźwięk budzika wdarł się do mojej świadomości brutalnie wyrywając z objęć snu i niszcząc stworzony w nim świat. Powrót do rzeczywistości jak zawsze był bolesny. Od kiedy pamiętam jestem w domu dziecka. Nigdy nie znałem swoich rodziców. Nie wiem nawet jak oni wyglądają. Zawsze dzieją się wokół mnie dziwne rzeczy. Potrafię zdobyć co tylko zechcę... prócz rodziny.
Zwlokłem się niechętnie z łóżka ze świadomością, że dzisiaj znów wysyłają mnie do nowej szkoły. Jakby to była moja wina, że po co najwyżej dwóch miesiącach mnie wyrzucają. Przecież co ja mogłem mieć wspólnego z tym pożarem w szkole? Nie miałem przy sobie żadnym zapałek ani niczego w tym stylu, a słowami „Niech ta buda pójdzie z dymem” nie można wywołać ognia. Ale no cóż. Dyrektor najwyraźniej uznał, że to możliwe. W całym swoim życiu zmieniałem szkoły co najmniej pięćdziesiąt razy, a mam dopiero szesnaście lat.
Tym razem załatwiono mi szkołę z internatem. Masakra. Mam chodzić do szkoły dla samych chłopaków. Przecież mnie tam te pedały zgwałcą. Mam trochę dziewczęcą urodę.. no dobra, bardzo dziewczęcą. Na mojej głowie królują złote kosmyki, które zawsze są w nieładzie. Próbowano nawet coś z nimi zrobić, ale niestety nie poddają się żadnym zabiegom fryzjerskim. Prócz jasnego koloru włosów dziewczyny zazdroszczą mi najczęściej długich czarnych rzęs i niezwykle niebieskich oczu. Do tego dochodzą łagodne rysy twarzy i nawet nauczycielom zdarza się mnie pomylić z dziewczyną. Na moje nieszczęście wyróżniam się urodą. W tym kraju rzadko spotyka się kogoś takiego. Blondyni są, ale farbowani. Za to niebieskie oczy to niezwykły luksus. Może gdybym znał rodziców, wiedziałbym po kim to odziedziczyłem i jakiej narodowości rzeczywiście jestem. Bo na Japończyka to ja nie wyglądam.
Przeciągnąłem się wyginając ciało w łuk i chwytając po drodze przygotowane na dzisiaj ubrania zamknąłem się w toalecie. Prysznic! Zimny prysznic! Cóż tak to już bywa, że z rana człowiek myśli o drobiazgach, a ja na serio potrzebowałem szoku termicznego, by nie zasnąć w tym pociągu, którym będę musiał dojechać do nowego miasta. Kolejny punkt na mapie do zaliczenia, choć mówią mi, że to ostatnia deska ratunku i już więcej nigdzie mnie nie przyjmą. Phi, też mi coś, powtarzają to od kiedy skończyłem pierwszą klasę szkoły podstawowej.
Zimne krople spadły na moje ciało, na co odetchnąłem z ulgą. Senność powoli ustępowała miejsca naturalnej dla mnie aktywności. Niektórzy mówią, że mam ADHD, ale to nie prawda… no dobra psycholog też tak powiedział, ale oni się nie znają. Po prostu nie pojmują, że można mieć siłę na wszystko i jeszcze więcej. Zakręciłem wodę, gdy poczułem, że mym ciałem zaczynają wstrząsać dreszcze i owinięty ręcznikiem wyszedłem spod prysznica. Przejrzałem się w lustrze. Nie jest tak źle. Mimo babskiej urody i smukłej sylwetki, mięśnie ramion i brzucha były wyraźnie zarysowane. Odwróciłem się tyłem oceniając jak prezentuje się mój tatuaż. Właśnie tak, mam tatuaż na plecach przedstawia dziewięcioogoniastego lisa. Cóż dość dawno mi go zrobiono, ale się nie rozciągnął na tyle by źle wyglądać. To moja jedyna pamiątka z domu dziecka, w którym byłem najdłużej i zyskałem jedynych w moim życiu przyjaciół. Samotność… słowo, które oddaje cały mój życiorys… no może po za trzema latami.
Rozległo się natarczywe pukanie do drzwi. No tak, przecież siedzę w łazience dłużej niż pięć minut, a dzielę ją z pięcioma innymi chłopakami, którzy śpieszą się do szkoły. Masakra. Kiedyś zawsze marzyłem o własnej łazience i pokoju. Cóż byłem mały, a im młodszym się jest tym później można do łazienki wejść, więc miałem powody do oburzenia.
- Wyłaź ile można brać ten jebany prysznic?! Co ty baba jesteś?! – po ostatnim zdaniu rozległy się śmiechy. Ludzie są dziwni, gdy patrzą mi w oczy boją się wypowiedzieć jakiekolwiek obrażające mnie zdanie, a gdy wydaje się im, że są bezpieczni wyzywają. Żałosne.
Sięgnąłem po przygotowane ubrania. Czarne rurki i ciemno czerwona bluzka to był mój standardowy zestaw na pierwszy dzień w nowych szkołach. Do tego zawsze dobieram pomarańczowe trampki, w których są dwie różne sznurówki. Oczywiście czerwona i czarna. Do tego bransoletka z ćwiekami na nadgarstek i łańcuszek. Jedyna pamiątka po rodzicach. Przejrzałem się jeszcze raz w lustrze. Przejechałem opuszkami palców po znamionach na policzkach. Ludzie uznają je za blizny, ale mam je od kiedy pamiętam, więc raczej się z nimi urodziłem. Wspominałem już, że jestem dziwny?
Otworzyłem gwałtownie drzwi, a rozmowy i śmiechy ucichły momentalnie. Zmierzyłem zimnym wzrokiem wszystkich czekających na swoją kolej i uśmiechnąłem się perfidnie.
- Cieszcie się, że wyjeżdżam, bo jutro poszlibyście do szkoły śmierdząc jak skunksy. – Wzdrygnęli na samą myśl o tym, po czym przesunęli się robiąc mi miejsce na przejście. Minąłem ich raźnym krokiem z satysfakcją zauważając, że po moim odejściu rozległy się szepty. No cóż dyrektor zabronił mi informować innych, że mnie przenoszą, ale dzisiaj już nic na to nie poradzi. To cały ja! - Zawsze odchodzę w wielkim stylu!
Wszedłem do jadalni, w której było już kilka osób. Rzeczywiście długo brałem ten prysznic. Zazwyczaj wstaję pierwszy i w jadalni jadam sam. Nie to żebym nie lubił spać. Tylko po prostu narzucam na siebie jakieś wymogi, żeby nie stać się śmierdzącym leniem. Po za tym sypiam później w szkole, więc nie chodzę zmęczony. Mimo to mam dobre oceny, ale nie biorę udziałów w konkursach z powodu ciągłych zmian szkół. Dzięki nadzwyczaj rozwiniętym trzem typom pamięci (wzrokowa, słuchowa i manualna) nie ucząc się uchodzę za ponadprzeciętnego.
Usiadłem przy moim stoliku, który wszyscy omijali. Zresztą nie dziwię im się. Spojrzałem na jednego dzieciaka, który zapewne chodzi jeszcze do podstawówki , a on gdy to dostrzegł od razu zdał sobie sprawę, co należy zrobić. Zerwał się z krzesła jak oparzony i szybkim krokiem przeszedł na początek kolejki. Widziałem jak ktoś podnosi rękę by go uderzyć, za nie przestrzeganie hierarchii, lecz wypowiedział kilka niedosłyszalnych dla mnie słów i ludzie już bez marudzenia go przepuścili. Z zainteresowaniem śledziłem jego ruchy, gdy wyciągał rękę, by nałożyć na tacę odpowiednie potrawy. Robił to z pewną gracją, choć daleko mu było do doskonałości. Po chwili skierował się w moim kierunku prawie trzęsąc się ze strachu.
Kątem oka dostrzegłem, że jakiś chłopak chce mu podstawić nogę. Oceniłem, że jedzenie wylądowałoby na mnie. Wstałem szybko, co zdziwiło wszystkich, i nim ktokolwiek się zorientował złapałem chłopca nim się wywrócił. Oczywiście tacę też uratowałem. Trzymałem ją w lewej ręce, prawą podtrzymując dzieciaka w pionie. Najwyraźniej był w szoku, bo opierał się o moją rękę całym ciężarem. Oczy wszystkich skierowane były na mnie i na niego. Cóż to nie była normalna sytuacja. Po pierwsze na śniadaniu mnie nigdy nie widzieli, po drugie okazałem się być miły. „Cóż dzieci koniec przedstawienia” – powiedziałem w myślach i posłałem wszystkim sarkastyczny półuśmiech. Ci, którzy już raz go zobaczyli przełknęli nerwowo ślinę.
Niestety nie mam dzisiaj humoru przez to, że muszę znów się przeprowadzać. Puściłem chłopca, tak że ten upadł na ziemię przerażony. Powoli położyłem tacę na swoim stole, a blondyn, który podłożył nogę mojemu „służącemu”, co rusz przełykał nerwowo ślinę. Podszedłem do niego i złapałem za przód koszulki. Trzeba dodać, że był sporo ode mnie większy, więc wyglądać to musiało komicznie.
- Jeśli jeszcze kiedykolwiek zrobisz coś takiego, stracisz wszystkie zęby. Rozumiesz? – powiedziałem to cicho, lecz słyszał zapewne każdy. Blondyn pokiwał potwierdzająco głową zbyt przerażony, by zdobyć się na jakąś bardziej ambitną reakcję. Puściłem go i wróciłem do śniadania. Zerkano na mnie ukradkowo, ale to było normą, więc nie przejąłem się tym.
Po doładowaniu się porządnym posiłkiem, podniosłem się leniwie i skierowałem w stronę wyjścia.
- Naruto! – Donośny krzyk dyrektora zmusił mnie do zatrzymania się. Odwróciłem się z gracją posyłając mu zimne spojrzenie. Wzdrygnął się, a ja przywołałem na twarz uśmiech firmowy a la bóg. Wiedziałem co teraz nastąpi i oczywiście nie pomyliłem się. Brunet zmarszczył śmiesznie brwi i rzucił spojrzenie, które w jego mniemaniu było zabójcze, a na mojej twarzy wywoływało jedynie jeszcze szerszy uśmiech. – Mówiłem…
- Ta i co z tego? – przerwałem mu. – Gówno możesz mi zrobić. – nieme wyzwanie zawisło w powietrzu, ale on nie był głupi. Odwrócił się i odszedł wściekły jak osa. Cóż już raz się przeliczył, wiem, że to się nie powtórzy.
Z powrotem skierowałem się w stronę drzwi, gdy rozległ się krzyk. Odwróciłem się mimowolnie. Blondyn, który podłożył nogę mojej „służbie” trzymał się za krwawiącą twarz. Spojrzał na mnie jak na jakiegoś demona, a ja zrozumiałem. Najwyraźniej próbował podstawić komuś nogę i stało się to co mu powiedziałem. Wszyscy odwrócili na mnie przerażony wzrok. „Kurwa! Przecież to nie moja wina!” Cofnąłem się, po czym wybiegłem z jadalni.
- Cholera, cholera, cholera! – Zapomniałem uważać na słowa. To wcale nie jest takie łatwe jakby się wydawało, gdy wszystko co powiesz może się zdarzyć. Pospiesznie wpadłem do mojego pokoju i rzuciłem się na łóżko. „Jestem przeklęty.” Leżałem milcząc dobrych kilkanaście minut, gdy ktoś zapukał do drzwi.
-Wejść. – rzuciłem krótko jak zawsze.
Mała dziewczynka przekroczyła niepewnie próg pokoju. To była chyba jedyna osoba w całym tym domu dziecka jaką lubiłem. Uśmiechnęła się do mnie.
- Naruto? – jej niepewny głosik zawsze wzbudzał we mnie współczucie. Tak jak ja, ona nie wie kim byli jej rodzice. Spojrzałem na nią wyczekująco. Wiedziała, że nie lubię się za dużo odzywać i nie wymagała tego ode mnie. – To prawda, że wyjeżdżasz? – Jej oczy napełniły się łzami. Podszedłem do niej i przytuliłem ją. Rozumieliśmy się bez słów. Mimo, że miała zaledwie jedenaście lat nie chciała słuchać pustych obietnic…chciała tego co ja, czyli prawdy.
- Słuchaj mała. Wiesz, że jesteś dla mnie ważna. – Kiwnęła lekko głową przełykając cisnące się do oczu łzy. – Ale to nie zależy ode mnie, wysyłają mnie do jakiejś szkoły z internatem. Jeśli będę miał możliwość, codziennie będę pisał. – Uśmiechnęła się do mnie lekko.
- A..ee.. Naruto? – Uniosłem pytająco brwi. – No bo… ten chłopiec nie ma wszystkich zębów, wiesz jak śmiesznie wygląda?! – zachichotała, a ja poczułem lekkie ukłucie winy. Złożyłem na czole małej pocałunek i wstałem biorąc do ręki torbę. Za pięć minut muszę być na dole, więc musiałem już wychodzić. Blondynka wybiegła z mojego pokoju śmiejąc się donośnie. Kiedyś też w ten sposób radziłem sobie z bólem samotności, ale ona jest inna niż ja. Jest ładnym dzieckiem i nie jest dziwna, więc na pewno znajdzie jakąś rodzinę.

Stałem na dworcu opatulony ciepłym szalikiem. W zmarzniętej ręce trzymałem cały swój dobytek, który mieścił się w jednej niewielkiej torbie. Drugą rękę chroniłem przed zimnem w kieszeni. Obojętni na świat ludzie śpieszyli się w różnych kierunkach. Mimo, iż był marzec, zdarzały się jeszcze zimne dni. Zatrzęsłem się pod wpływem zimnego powiewu. Nigdy nie miałem nowych ubrań. Zawsze dostawałem używane, a kurtka, w którą byłem teraz ubrany, nadawała się już tylko do śmieci. Nie chroniła ani przed deszczem, ani przed zimnem. Zastanawiałem się czasem, czy nie noszę jej tylko tak dla zasady, bo bez niej chłód tak samo dawałby mi się we znaki.
Przyjechał mój pociąg wsiadłem i zacząłem szukać przedziałów zarezerwowanych dla osób wracających z weekendu do szkoły. Chyba nigdy nie przyzwyczaję się do faktu, iż tam będę zaczynać lekcje dopiero po dwunastej. Zresztą i tak wkrótce mnie wyrzucą, więc nie ma to większego znaczenia.
Zobaczyłem kartkę wiszącą na drzwiach do kolejnego wagonu. Według zawartych w niej informacjach wszystkie przedziały począwszy od tego obok mnie są zarezerwowane. Odetchnąłem z ulgą. „Przynajmniej tu jest wolne i nie będę musiał nikogo poznać przed dotarciem na miejsce”. Rzadko zdarza mi się, że mimo iż pomyślę jedno, to stanie się coś zupełnie odwrotnego. Usadowiłem się wygodnie na siedzeniu i oparłem czoło o szybę wpatrując w mijany krajobraz. Znów wróciło do mnie poczucie samotności tak silnej, że aż bolesnej. Nie umiałem płakać, już dawno zapomniałem czym są łzy, lecz nie potrafiłem nic poradzić na ten smutek, którym przepełnione były moje oczy. Zawsze…każdego dnia…wszędzie…sam.
Otworzyłem moją podniszczoną torbę, którą od kiedy skończyłem sześć lat zabieram wszędzie. Zdarzały się miejsca, w których nawet nie zdążałem się rozpakować. Pomiędzy ubraniami zapakowałem kilka kanapek i coś do picia. Chyba nie ma znaczenia, że podkradłem to kucharką, bo same nie mogły mi dać. Wyciągnąłem jeden woreczek i już po chwili zajadałem się trochę starym, lecz mimo to dobrym chlebem z serem. Po spałaszowaniu jednej porcji, sięgnąłem po napój. Gdy zaspokoiłem już swój głód i pragnienie, oparłem się wygodnie o oparcie znów kierując spojrzenie moich lazurowych oczu na okno.
Musiałem na chwilę przysnąć, bo do mojej zamroczonej ciemnością świadomości wdarł się dźwięk otwieranych drzwi do przedziału. Podniosłem szybko głowę i skierowałem wzrok na stojącego w drzwiach chłopaka. Długie czarne włosy związane miał w kitkę. Patrzył na mnie badawczo, jakby oceniając, po czym wpakował się do mojego przedziału.
- Cześć jestem Shikamaru Nara – jego znudzony głos dziwnie zabrzmiał w obecnej sytuacji. – Jestem demonem, a ty pewnie anioł co? – Teraz byłem już całkowicie pewien, że ten chłopak nie jest zdrowy na umyśle. „Demon? Anioł?” Spojrzałem na niego jak na wariata nic nie rozumiejąc z jego zachowania. Widząc moją reakcję uniósł pytająco brwi. – Przecież jedziesz chyba do szkoły nie? – Kiwnąłem potakująco głową. – Czy ty nic nie wiesz o światach?
- O czym? – Byłem pewien, że zrobiłem głupią minę, ale naprawdę nie rozumiałem o co w tym wszystkim chodzi.
- Oj stary będzie ciężko. – Pokręcił głową z rozczarowaniem. – To jak się nazywasz?
- Naruto.. – pierwszy raz powiedziałem to dość niepewnie. – Naruto Uzumaki.
Na dźwięk mojego nazwiska brunet uniósł w zdziwieniu brwi. Usłyszałem jeszcze jak szeptem wypowiada słowa.
- Więc jednak demon.

poniedziałek, 17 stycznia 2011

Wojna Dwóch Światów - Prolog

Mimo tymczasowego braku zainteresowania tym blogiem, wstawiam prolog. Za tydzień lub dwa pojawi się pierwszy rozdział. Mam nadzieję, że mimo wszystko kogoś blog zainteresuje. Pozdrawiam wszystkich serdecznie.


"Wojna Dwóch Światów"
Prolog



W ciemnym korytarzu unosił się gorzki odór zgnilizny – zapach śmierci. Stukot butów o posadzkę rozchodził się wzdłuż ścian, docierając do najodleglejszych zakamarków tuneli. Młody chłopak o czerwonych włosach uniósł lekko głowę. Mimo iż żył w społeczności ludzi, nadal musiał ukrywać swą tożsamość przed innymi rasami. Chociaż był demonem, został wyklęty. Od pięćdziesięciu lat ukrywa swe istnienie i wierzy, że kiedyś jego ojciec przyjmie go z powrotem. Tak właśnie, jego ojcem był nie kto inny, jak sam władca demonów. To stanowisko od zawsze obejmował ród Sabaku i byli oni najpotężniejsi. Zaraz po nich znajdował się ród Uzumakch, którzy doradzali władcy i byli jedynymi następcami w razie śmierci ostatniego z klanu. No i to jedynie z nimi mogli się łączyć następcy. Nikt nigdy nie próbował wyłamywać się spod ich rządów. Uściślając nie żyje nikt, kto mógłby o tym zaświadczyć.
Kroki były coraz bliżej. Nagle zza zakrętu wyłonił się szatyn wyglądający niewiele starzej od rudzielca. Miał tylko kilkadziesiąt lat więcej. Demony, podobnie jak większość stworzeń żyjących w wiedzy o prawdziwym świecie były długo wieczne. Jednakże w przeciwieństwie do aniołów nie dojrzewały szybko w ciągu dwudziestu lat i nie spowalniało się ich starzenie od tego wieku. One rozwijały się normalnie w zaledwie dziesięć lat, a później dziesięć lat stawało się dla nich rokiem. Systemy hierarchii i oznaki siły również różniły się w obu rasach. O sile anioła świadczył kolor oczu. Im bardziej niebieski tym potężniejszą magią władali. Natomiast u demonów takim znakiem były włosy. Krwista czerwień zdarzała się niezwykle rzadko, a właściciele takiej czupryny byli niezwykle szanowani i przejawiali siłę godną władcy. Trzeba też dodać, że ten kolor zdarzał się tylko w rodzie panującym i rodzie Uzumaki. Najsłabsi byli szatyni. Później wyróżniali się bruneci i blondyni, którzy pałali mocą na tym samym poziomie. Raz na jakiś czas zdarzało się, że blondyni mieli siłę równą czerwonowłosym.
Czarnooki zatrzymał się.
- Gaara!
- Cześć braciszku – zielonooki spojrzał na starszego demona znudzonym wzrokiem. By wychudzony, a jego twarz była zapadnięta. Cienie pod oczami świadczyły o długim braku snu. Biło od niego takie zmęczenie, że wielu zaczęłoby mu współczuć. Szatyn jednak ściągnął lekko brwi.
- Szukałem cię. – powiedział cicho.
Czerwonowłosy kiwnął głową w zrozumieniu. Zdawał sobie sprawę jakim szacunkiem cieszy się u swojego brata. Odwrócił wzrok w stronę ściany milcząc. Czasem brakowało mu siły by w ogóle się odzywać. Ile to już razy próbowano go zabić od kiedy skończył dziesięć lat? Najpierw powodem była jego potęga i pewne miejsce na tronie, później rozkazy jego własnego ojca. Nigdy nie było kochany. Obwiniano go o śmierć matki, która zmarła przy porodzie. Zawsze szukano winy w jego niszczycielskiej mocy, której starał się nie pokazywać. Później został wygnany. W końcu był jedyną osobą, która miała dość siły by obalić władcę.
- Młody wyglądasz strasznie – Kankuro uśmiechnął się. – Ale do setna. Ponoć tylko ty możesz usłyszeć tę przepowiednię. Musisz pójść ze mną. Dostałem taką misję od samej wyroczni.
Gaara wyłapał z jego wypowiedzi jedynie słowa „przepowiednia” i „wyrocznia”. One jednak wystarczyły by podniósł się i nakazał bratu prowadzić.
Dostali się do zamku podziemnymi korytarzami. Wyszli w lochach. Szatyn nakazał zielonookiemu zachowywać się cicho samemu robiąc znacznie więcej hałasu. Powoli zbliżali się do komnaty zamieszkanej przez istotę jedyną w swoim rodzaju. Istotę, która zawsze była neutralna i przebywała pośród tych, których musiała. Istotę znającą przyszłe dzieje. Niezmienną od setek tysięcy lat.
Otworzyli pozłacane drzwi i spojrzeli na pooraną zmarszczkami twarz wyroczni.
- Dobrze się spisałeś chłopcze. – powiedziała chrapliwym głosem kierując wzrok na Kankuro. Rozbiegane oczy nie potrafiły zbyt długo skupić się na jego twarzy, a trzęsące się nogi wprawiały w ruch całe jej ciało. – Drogie dziecię wyborów. Miło cię widzieć. – Te słowa skierowała do młodszego chłopca, który stał zdziwiony.
Wiele słyszał o tej niezwykłej istocie, ale nigdy jej nie widział. Z opowieści wyrobił sobie o niej zupełnie inne zdanie. Najbardziej jednak zdziwiło go jak się do niego zwróciła. Dziecię wyborów?
Otrząsnął się z lekkiego szoku i kiwnął na przywitanie głową.
- Mi również. – Dodał, by nie wyjść na niewychowanego.
Wyrocznia spojrzała znacząco na szatyna, by ten wyszedł. Niechętnie wcielił w życie niewypowiedzianą prośbę istoty. Gdy tylko zamknęły się za nim drzwi, rozbiegane spojrzenie skupiło się na Gaarze.
- Wkrótce narodzi się dziecko, którego potęga będzie mogła zniszczyć lub uratować świat. Nim to jednak nastanie, nadejdzie wojna zapowiedziana setki lat temu. – głos stworzenia stał się płynniejszy, jakby był wypowiadany przez kogoś innego. Rysy powoli zaczęły się wygładzać, jakby przekazywanie odpowiednim ludziom przyszłości, pozwalało wyroczni na powrót do młodości. – Dziecko będzie odrzucone i zaginie. Połączone w nim będą węzy krwi dwóch ras. Poprowadzisz go do momentu, aż będzie musiał wybrać. Jeśli wybierze śmierć, będziesz tym, który mu ją da. Jeśli życie, zabije ciebie. Od tego będzie zależeć los świata i wszystkich istot. Drobne ramiona będą dźwigać ciężar odpowiedzialności, której nawet najstarsi by nie udźwignęli. Pamiętaj, twoją rolą jest prowadzić Dziecko Dwóch Światów do momentu wyboru.
Po zakończeniu tego zdania wyrocznia upadła na ziemię, by po chwili zniknąć. Dziwne stworzenie – pomyślał chłopak i wyszedł do czekającego na niego brata.
- Słyszałeś? – zielonooki utkwił wzrok w czarnych oczach szatyna.
- Tak.
Czerwonowłosy kiwnął głową na znak, że rozumie.
- A i jeszcze jedno. – Kankuro spojrzał krytycznie na swojego młodszego brata. – To dla ciebie – wręczył mu kartę płatniczą. – Ukryj się wśród ludzi. Żyj jak oni, aż do przyjścia czasu na spełnienie obietnicy. Będziesz musiał znaleźć tego chłopaka. – Przerwał na chwilę. – Powodzenia.
Odwrócił się i odszedł, a Gaara został sam patrząc w plecy brata. „Ukryj się… żyj…” Słowa, które wyryły się w pamięci zielonookiego miały mu się zacząć przypominać już za kilkanaście lat.
Dziecko Dwóch Światów… Kim ono jest? Czemu później przyjdzie śmierć?
Pokręcił głową by odrzucić natrętne myśli i odszedł.

niedziela, 16 stycznia 2011

Info

Wszystkich czytelników lub ludzi przypadkiem trafiających na ten blog serdecznie zapraszam na mój drugi blog.
Typ:Yaoi
Parring: SasuNaru
Zakończone opowiadanie: Opowiadanie Świąteczne (5)
Rozpoczęte główne opowiadanie: Stracone Nadzieje
Rodzaj opowiadania: Sensacyjno-przygodowy dramat






sobota, 15 stycznia 2011

Wojna Dwóch Światów - Wstęp

Już od dawna szykuję się do napisania opowiadania o parze Naruto i Gaara. To połączenie nie jest tak bardzo lubiane jak NaruSasu, ale mi się podoba. Piszę też opowiadanie SasuNaru, ale chcę mieć jakąś alternatywę. Pozdrawiam i życzę miłego czytania. Hilisme.

"Wojna Dwóch Światów"
Wstęp

Istnieją światy nieznane przez ludzi. Ukryte są przed ich wzrokiem, niedostrzegane, mimo iż istnieją w tej samej rzeczywistości. Stworzenia inne niż ludzie egzystują z nimi bez udziału wiedzy tych drugich. Największą potęgą są anioły i demony, które jednoczą ze sobą inne. Ich zdanie jest najważniejsze, ich prośba jest rozkazem. Od dwudziestu lat toczą wojnę, o której ludzie nie zdają sobie sprawy. Poległo już wielu, a jeszcze więcej polegnie w przyszłości. Walką nie widać końca, mimo iż nikt nie pamięta już jaki było powód ich rozpoczęcia. Teraz zabijają jedynie dla zemsty, bo z nienawiści powstać może tylko nienawiść. Każda śmierć niesie za sobą kolejną i tak będzie trwać, aż ktoś wreszcie to przerwie.. – wybaczając.
Każda istota stąpająca po ziemi ma własne wyobrażenie świata. Brak wiary największy jest wśród ludzi. Jak w takim wypadku można znaleźć się w centrum zainteresowania obu stron. Zapomniana przepowiednia musi kiedyś zacząć się spełniać. Czy znajdzie się ktoś, kto ją jeszcze pamięta? A może skończy się na zniszczeniu świata? Jak powstrzymać uczucie, które nie powinno się zrodzić? Śmierć!